piątek, 1 października 2010

silly rabbit i październik

nie wiem czemu nie zabrałam się za czytanie Iana McEvana wcześniej (np. po obejrzeniu "Pokuty", pozostającej jednym z moich ulubieńszych filmów), zamierzam jednak nadrobić zaległości. zrobiło mi się tak po pochłonięciu w jeden wieczór "Czarnych psów"; gotowam pochłaniać dalej. a okoliczności są sprzyjające, jako że na ulicy przy której mieści się moje biuro odkryłam przemiły (i dobrze wyposażony) antykwariat, serwujący mcevany w cenie latte (wzmocnionej, na chudym mleku , z syropem bezcukrowym irish, of course). a dzisiaj Chłopiec zamówił bilety na WFF i przez 10 dni będziemy sobie siedzieć razem w kinie (no i cóż, że multikinie). mrau.

Brak komentarzy: