piątek, 29 lutego 2008

latest news

dimanche: brx (po raz ostatni na długo), zamieszkałam nad kościołem scjentologów (Toma nie spotkałam, niestety) i właściwie wiele wiecej się nie zdarzyło. acha, poznałam mało rozgarniętego Czecha.

lundi: upowszechniałam język polski w Komisji Europejskiej i intrygowałam, zabawa była przednia. a na kolację podano łososia w sezamie i hektolitry czerwonego wina.

mardi (jeśli jest wtorek to jestesmy w Belgii): Padało. Chodziłam po tureckiej dzielnicy i wzięłam czynny udział w filmie o produkcji czekolady Cote d'Or (którą zakupiłam w ilościach nieprzyzwoitych; tyleż zjadłam); dowiedziałam się też, że za dużo myślę oraz zdobyłam niepodważalne dowody na dar jasnowidztwa (nazwijcie to jak chcecie, intuicja czy cokolwiek, ja to mam. po mamie czarownicy zapewne)

mercredi: jasnowidztwo = czarnowidztwo?; pisałam projekty (i w związku z tym wnioskuję o dozywocie dla autora wniosków on-line) i się nie wyspałam. zresztą fatalnie sypiam.

jeudi: killing myself softly

vendredi: urlop którego nie było; dzień, którego nie było (rok temu np); uczucia, których nie było?

strach się bać, co będzie jutro. w marcu jak w garncu, no nie?

sobota, 23 lutego 2008

mężczyźni są z Marsa? go home, boys!

nienawidzę nieodbierania telefonów
nienawidzę nieodpisywania na esemesy
nienawidzę mejli z pożegnaniami
(a w szczególności tych kierowanych do wszystkich)

przeczytałam okropny kawałek:
Bohater: Myślę, że będzie lepiej gdy przestaniemy się spotykać (…) tak będzie lepiej dla wszystkich.
Ona: Dla wszystkich? Dla ciebie też?
Bohater: Tak, oczywiście.
Ona: A co ze mną? Czy „wszyscy” to również ja?
Bohater: (…) Żałuję, że musimy z tym skończyć, ale nie można tak dalej.
Ona: A co można? Wyjaśnisz mi? Ja naprawdę nie wiem co można. Wiem, czego nie można, ale co można?


napisany przez mojego jużnieulubionego autora
który zawsze staje po stronie bohaterów, swoich alteregów
mężczyzn którzy nie odpowiadają na mejle, albo nieodbierają telefonów, albo nieodpisują na esemesy, i którzy ZAWSZE wiedzą co jest DLA MNIE lepsze, mają ważniejsze sprawy, swoje pasje, swoje obowiązki, swoje pragnienia,
a ja jestem zawsze number two, takim milusim dodatkiem do PRAWDZIWEGO ŻYCIA
dokładnie jak w tym tekście powyżej

nawet nie wymyślił dla niej imienia, skurwysyn
no i rozpłakałam się

środa, 20 lutego 2008

trzy lata temu

"Postanowiła: nikomu nie będzie się oddawać do najostateczniejszego krańca swego ja, do ostatniej resztki siebie. Wszystko zatrzyma dla siebie, a jeśli się da, jeszcze coś sobie doda. Jesteśmy tym, co mamy"
silly rabbit diary, 20/02/2005, za: Elfriede Jelinek 1983 (Die Klavierspielerin)

nadal inspirujące.

poniedziałek, 18 lutego 2008

one mirror holding us dearer now?

Was it the blue night
Gone fragile...



nie, wcale nie smutna. senna.

niedziela, 17 lutego 2008

święta

DETOX, implemented 9-16/02/08, authorized by silly holy rabbit:

1. Nie paliłam. Koszty społeczne były co prawda dość znaczne; nawet mój tatko, charakteryzujący się niską spostrzegawczością co do kierunku wektora moich emocji, ale za to wysoką tolerancją na marudzenie, naburmuszenie, zniechęcenie i sarkazm swojej córuni (I’m a daddy’s daughter, you see…) spytał czy NAPRAWDĘ muszę mówić do niego TAKIM tonem...

(brawa) (i dla taty)

2. Spędzałam czas w proporcjach 9 godzin na nartach / 9 godzin snu (reszta na tzw. inne)

(gromkie brawa)

3. Jadłam baaardzooo zdrowe jedzenie. Co więcej: jadłam śniadania i (prawie) nie liczyłam kalorii (jeśli moje PPM to 1318.16kcal/dobę, a w ciągu godziny jazdy na nartach spalam ok.415kcal, to mogłam wreszcie pochłaniać absurdalną ilość zdrowej, pełnej żelaza i magnezu i białka i cynku czekolady z orzechami i nic nie liczyć, hurra!!!)

(niemniej - fanfary)

4. Nie piłam więcej niż 200ml alkoholu / dzień, i to w postaci czerwonego wina!

(publiczność szaleje)

(no dobra - raz jak tatko zaczął podśpiewywać, strzeliłam sobie jagermeistra) (dla wyjaśnienia: w mojej rodzinie od strony taty nikt nie umie śpiewać, ale tylko ja mam zazwyczaj na tyle zdrowego rozsądku, żeby tego nie robić) (a mój tatko jest przypadkiem klinicznym braku słuchu i kompletnego ignorowana tego faktu)

A ponadto: 5. nie przeklinałam (w sensie: nie werbalizowałam słów, jakie wielokrotnie nasunęły mi się na myśl), 6. nie imprezowałam (co prawda fakty są takie, że w butach narciarskich i całej reszcie wyglądam jak skrzyżowanie robocopa z matrioszką, po 9 godz. na nartach mam ochotę głownie na 9 godz. snu, no i wyjazd z tatą zobowiązuje) (ostatni argument jest oczywiście dominujący), 7. starałam się być mało ironiczna (szczera, prostolinijna dziewoja) (starałam się to bardzo właściwe określenie). Byłam po prostu święta. Wnioskuję zatem o rychłą kanonizację. A im prędzej tym lepiej, gdyż w planach na najbliższą przyszłość mam odpalenie szluga i zrobienie sobie drinka. Warszawko, I’m back!

Ps. a tu miała być fotka, ale blogger zastrajkował. C'est la vie.

piątek, 8 lutego 2008

silly rabbit i za tydzień walentynki



I don't care if it hurts
I wanna have control
I want a perfect body
I want a perfect soul
I want you to notice
When I'm not around
(...)
She's running out again
She's running
She runs runs runs runs...
Runs...
(...)
Whatever makes you happy
Whatever you want
You're so fucking special
I wish I was special

Trzeba biec tak szybko, jak się potrafi, żeby zostać w tym samym miejscu. A ja jestem jak głupi królik - ciągle spóźniona.

from Brussels with love


Brx jest jak forestgumpowskie pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz na co trafisz. Ani co ciebie trafi.
brx1 - silly rabbit leciała do Paryża, ale wylądowała w Brx, zjadła talerz groszku o 1w nocy, została zmuszona do wstania o 5 rano, żeby jednak dotrzeć do Paryża i skomplikować sobie życie na lotnisku Charlsa de Gaula.
brx2 - silly rabbit nauczyła się, ile kasy można wydać na Employment week, który nie ma nic wspólnego z week, ani z employment oraz jak dużo można zjesć małży i czekolady i lodów Haagen Dazs (w kolejności różnej), popić winem i wbrew wszystkiemu się nie porzygać. Poza tym było jej z różnych przyczyn niewesoło.
brx3 - silly rabbit upgradowała wiedzę w zakresie bezsensownego wydawania funduszy europejskich, wymieszała tequile z szampanem, jeździła windą, wyskoczyła przez okno żeby nie zamarznąć, oraz poznała trzech przystojnych gejów, z których jeden jest Chorwatem, drugi Żydem, a trzeci po bożemu Belgiem (i być może nie gejem), i który z bliżej nieznanych przyczyn uważał, że jest Włoszką (co utrudniło konwersację i skomplikowało kwestię obiadu).
brx4 - silly rabbit w końcu nauczyła sie jak trafić do miejsca, gdzie sprzedają najlepszą sałatkę na świecie (na fotce), została wkręcona w europejską sieć i odkryła, że przystojny żydowski gej nie wie gdzie jest Polska, ale za to super wygląda w kowbojskim kapeluszu.
brx5 - silly rabbit poznała mistrzów wydawania europejskiej kasy, odpadła z zażenowania i jeszcze się nie pozbierała.
brx6 - za 16 dni. Co to będzie?

wtorek, 5 lutego 2008

FAQ

Pyt.: czy długość penisa ma znaczenie?
Odp.: oczywiście, szczególnie w kontekście drapania się po plecach.

Pyt.: co można zjeść zamiast awokado?
Odp. Jedno awokado ma ok.322kcal (zakładając, że 1 awokado = 200g), tyle co: 785g poziomek albo trzy talerze zupy pomidorowej albo pół litra piwa albo magnum z migdałami albo 200g i jedna łyżka budyniu waniliowego albo cztery puszki coli albo 322 puszki coli light albo cztery pierogi albo 50g majonezu albo 17,8 łyżek musztardy albo 150g królika duszonego w śmietanie (horror) albo nieograniczoną ilość herbaty bez cukru albo prawie 2 i pół kilo kiełków sojowych albo kilogram salsefii gotowanej (wtf?).

Pyt. Co masz na sobie?
Odp. (praktyczna): nic
Odp. (prawdziwa): moją ulubioną rozciągnięta pidżamkę w kotki, którą właśnie upaprałam budyniem (dieta silk cutowo – budyniowa).

Ps.
Salsefia (alias "Owsiane korzonki", znana także pod ksywką "kozibród lekarski"): korzenie jednorocznej lub dwuletniej rośliny z rodziny złożonych (?), podrodziny języczkowatych pochodzącej z obszaru Morza Śródziemnego (południowy typ urody), gdzie była znana już w czasach starożytnych (już starożytni Rzymianie...). W Europie zaczęto ją uprawiać w średniowieczu, największą popularność zdobyła w XV i XVI wieku (star of XVI century). Salsefię zalicza się do bardzo wartościowych warzyw pod względem smakowym i odżywczym. Od kilkunastu lat wypiera ją smaczniejsza skorzonera (a to suka!). Do spożycia przeznacza się żółtawy lub szarawy korzeń długości od 15 do 30 cm i średnicy od 2 do 3,5 cm, o białym miąższu w smaku przypominającym pietruszkę (brzmi apetycznie...). Salsefia zawiera m.in.: wapń, fosfor, żelazo, karoten, witaminy: B1, B2, PP, C (jedz salsefię, będziesz wielki; albo zaczniesz fosforyzować).
W obrocie handlowym warzywo występuje od października do lutego (ostatnia szansa!). W Polsce uprawiana jest odmiana Mamut o grubym, krótkim, tępo zakończonym korzeniu (czy długość salsefii ma znaczenie?).

piątek, 1 lutego 2008

ERI (post z happy endem)

Kolczyki - najlepsi przyjaciele kobiety - są wskaźnikiem zainteresowania aktualnego kochanka (earrings index). The other women (w wolnym przekładzie "te drugie" albo "te dziwki, co nam zabierają mężów") zazwyczaj dostają je od swoich - cudzych mężczyzn jako prezent uniwersalny: łatwy do kupienia, zawsze pasujący i nie grożący debetem. Te drugie (jakoś to określenie najbardziej do mnie przemawia) zazwyczaj gubią je w łóżkach żon, albo po cichutku same je tam zostawiają (wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa z użyciem ww wskaźnika).

kolczyki 1 (ERI<0, relationship not to be continued)
Ci, którzy znajdują je od razu.
Przeszukujesz łóżko, skrupulatnie mnie ubierasz. "Nie zapomnij stanika" - mówisz (tak jakbym zamierzała zapomnieć mojego nowego push-upowego Triumpha! wiesz ile się kompletów namierzyłam, żeby znaleźć coś pomiędzy 75 B a C, bo akurat moje piersi nie chcą się dopasować do rozmiarówek wymyślonych przez producentów bielizny. Mężczyzn, jak mniemam takich jak ty, postrzegających kobiece piersi wg zasady wszystko albo nic). Idąc dalej (właściwe badanie): "nie zapomnij kolczyków". Ok., masz to jak w banku. A ty nie zapomnij wrzucić pościeli do pralki. Zatrzeć śladów szminki na kieliszku. Moich odcisków palców na kranie w łazience. Zdezynfekuj mieszkanie. Otwórz na oścież okna. Wiem, że to zrobisz. Pieprzysz się ze mną, a potem mdlą cię wyrzuty sumienia. Spoko, mnie tu nie było. I nie będzie.

kolczyki 2 (ERI=0, relationship to be continued, but be careful, silly girl!)
Ci, którzy oddają kolczyki nazajutrz. Wyższy stopień zaangażowania.
Gdy poszłam, spałeś w poscieli, przesiąkniętej zapachem moich perfum i kwaśnym smakiem naszej miłości (nie, nie miłości, tylko nie miłości; naszego zdrowego, przyjacielskiego seksu). Wstałeś koło południa, zadowolony z siebie i z pewnym ociąganiem (ale jednak, dla pewności) wrzuciłeś pościel do pralki. Jeszcze przytknąłeś na chwilę poszewkę do nosa. Kolczyki spadły na podłogę. Bawiłeś się nimi przy kawie, ładnie błyszczały w promieniach słońca. Zamknąłeś je w dłoni. Zamknąłeś w dłoni nasz "związek". Oddasz mi je jutro. I jeszcze się (jutro?) spotkamy.

kolczyki 3 (ERI>0, relationship not to be continued, because can cause fatal attraction; action recommended - run away, silly girl!)
Ci, którzy kolekcjonują.
Złodzieju!!! Czy nie wystarczy,że zabrałeś mi cząstkę mnie, że wmawiając mi, że mnie potrzebujesz - nie kochasz, to jasne, ale potrzebujesz, sprawiłeś, że ci uwierzyłam. Że tęsknisz, że nie możesz, że musisz... Chryste, jest tyle słów, które nic nie znaczą, gdy nie stoi przy nich słowo miłość!!! Przyjaciółka. Jestem przyjaciółką złodziei i zdrajców!!!

kolczyki 4 (ERI=1, relationship not to be continued, but it's too late; silly girl in love; escape impossible; fatal error and game over)
Kupujesz mi kolczyki. Kolczyki, które zawsze pozostaną niewinne. Nigdy nie włożę ich na spotkanie, pozostaną tylko dla ciebie. Zgubię je jak się rozstaniemy. Zgubię się jak się rozstaniemy.

*Uprzejmię informuję, że powyższy tekst jest fikcją literacką, luźno opartą na doswiadczeniach w maleńkim stopniu osobistych, a w dużym stopniu podsłuchanych. Moja przygoda z kolczykami ograniczyła się do wrzucenia jednego z nich do umywalki w domu mojego (ex, ale zupełnie legalnego) boyfrienda, co skutkowalo rozkrecaniem syfonu, a w konsekwencji unieruchomieniem łazienki na czas dłuzszy, bo się syfon rozpadl. Ów związek zresztą zaraz potem również się rozpadł, a kolczyki mam do dzisiaj.
Kolczyk szt. 1, który opisalam w poprzednim poście odnalazł swojego braciszka w innej torebce. Mamy więc happy end. :-)


by Natasha Caruana, Lying still: portraits of the other women.