niedziela, 30 października 2016

rano

tyle czasu, mało czasu, trudno znaleźć proporcje, kiedy jednocześnie odlicza się minuty i umiera z przerażenia, ze znowu poniedziałek, piątek, niedziela. Ogólna utrata.
lecz wreszcie, może ze stratą dla gospodarki (kto jeszcze myśli, że "gospodarka głupcze", w czasach rabunku idei, gdy twarz ministra wszystkiego skrzywiona jest jak teatralna maska?), lecz wreszcie ZMIANA CZASU. więc wstałam rano, synek śpi, a to nieczęsta sprawa o tej porze, i zabrałam się za drążenie słów. zamiast dyni (haha), zupy z tego nie będzie.
potrzebuję rozpędzić się w pisaniu, nabrać tempa i rytmu, na razie wszystko koślawe, i zdania i rysunki. prawdopodobnie za bardzo się przejmuję, a przecież chodzi głównie o wylewanie z siebie emocji, albo wyżęcie chociaż kilku kropelek, celem pozyskania jakiejś płynnej masy czy czegoś w ten deseń. voila!
ponieważ zrobiłam się nad wyraz praktyczna, pierwszą myślą jest chwycenie szpachelki i zaplaskanie tą masą powstałych w ostatnim czasie dziur, co jest robotą brudną i zniechęcającą, nie, więc jednak nie. o nie.
kreowani bohaterowie niestety nie mogą być szczęśliwymi wymyślonymi ludźmi ze względu na braki koncepcyjno-narracyjne, brakuje im na przykład rąk (rysunki), mają krzywe tyłki i nieanatomiczny układ pleców, twarze w miarę okej. w obszarze piśmiennictwa mogą na przykład nie posiadać osobowości, jedyne co mogę zapewnić to temperament oraz rys historyczny - dla niektórych. jedna z bohaterek może również poszczycić się autyzmem, mimo, że pewności jeszcze nie ma w sprawie koloru jej włosów. i imienia.
inna została Lucyną. na ile to odważne, a na ile głupie?
a na dodatek po ostatnich lekturach mam chrapkę uszyć sobie spódnicę. widzę ją, widzę. wyobrażam sobie i nawet trochę marzę.
marzenia. nie pamiętam do której wsadziłam szuflady, pewnie w kuchni, ale tam nie ma.
ale bajzel.

no ale coś jest.

niedziela, 26 czerwca 2016

lato

upał&burza (również w sensie metaforycznym)
poszukiwanie sandałków mint&berry (bezowocne)
czytanie książki (przyjemne)
zastanawianie się nad sensem wszystkiego i koleją rzeczy (kombinacja trzech poprzednich)
***
I shut my eys and all the world drops dead
I lift my lids and all is born again
(I think I made you up inside my head)


poniedziałek, 2 maja 2016

SNY

miejsce, gdzie spełniają się sny. cudownie? głuptasie, nie marzenia, lecz SNY!
***
mogłabym spać w nieskończoność, śnić - niekoniecznie.

wtorek, 26 kwietnia 2016

that is the question

ponieważ przez ostatnie kilka dni wielokrotni zastanawiałam się, czy lepiej być astronautą czy pomelo, zanotuję odpowiedź: w dni robocze lepiej być astronautą, w weekendy pomelo.
***
ale są kolejne pytania.
szczególnie wiele przychodzi do głowy, kiedy leżysz zawinięta w prześcieradło na podłodze i wsłuchujesz się w swój oddech. spektrum jest rozległe. kim jesteś? czy astronauci mają podobnie? dlaczego czasami czujesz się jak wyciśnięte pomelo?

poniedziałek, 22 lutego 2016

run

biegam po parku. na grobach żołnierzy radzieckich przebiśniegi. patrzę na nie i dopiero wtedy uświadamiam sobie, że biegam po cmentarzu.
ale w sumie wszyscy biegamy po cmentarzu

sobota, 30 stycznia 2016

zahaczka

właśnie. potrzebuję zahaczki.

29/01

dzisiaj o wczoraj, bardzo starałam się zapamiętać.
taki to był dzień, kiedy czujesz, że rozpadniesz się na kawałki, i nie będzie co zbierać, jeśli natychmiast w tej minucie właśnie, nie dotkniesz czegoś pięknego, nie skierujesz myśli na uniwersalnie, obiektywnie, niezniszczalnie piękne coś, niestety jedyne co mogłam, to gapić się na słońce ślizgające się po szybie i przejrzeć repertuar teatrów, co pozwoliło mi zachować samoscalenie na resztę dnia, przynajmniej do czasu popatrzenia na buzię synka, ale wiem, że to wróci, to niestety wróci, a ja jestem taka nieprzygotowana, jakbym stała w dresie przed wejściem na bal w operze,
nie mam sympatii dla Nietzschego, ale sądzę, że człowiek, który powiedział, że "mamy sztukę, inaczej prawda by nas zabiła", był dokładnie w tym punkcie, co moje wczorajsze ja.

97-my procent na kindlu

"Wielki smutek, który dopiero teraz zaczynam pojmować: nikt nie wybiera własnego serca. Nie możemy zmusić siebie do tego, żeby chcieć czegoś, co dobre dla nas lub dla innych ludzi. Nie wybieramy tego, jacy jesteśmy. Bo czyż nie wtłacza się nam wiecznie do głów, od najwcześniejszych lat tego niekwestionowanego kulturowego truizmu...? Od Williama Blake'a po Lady Gagę (...)Skąd wiemy, co jest dla nas dobre? Każdy psychoterapeuta, każdy doradca zawodowy, każda disnejowska księżniczka zna odpowiedź: "Bądź sobą". "Idź za głosem serca". Tylko że jest coś, co bardzo,ale to bardzo bym chciał, żeby ktoś mi wyjaśnił. Co zrobić, jeśli jest się akurat posiadaczem serca, któremu nie można zaufać?"
Donna Tartt, Szczygieł

trochę wyrwane z kontekstu, ponieważ oczywiście były dwa wybory, wykluczające się, bo jakże by.
co do lektury zdania w mojej głowie są podzielone. wartko się czytało, nieszczególnie pochylając się nad fragmentami natury pseudorefleksyjnej. pulizera bym nie dała, ale jakoś nikt nie pytał mnie o zdanie.

środa, 27 stycznia 2016

kryzys

Życiorozstąpienie. Niby konstrukcja stoi,ale jak w Czernobylu czego nie dotkniesz, to niesie ze sobą porażenie. Jak znaleźć punkt zaczepienia na skażonej ziemi? To be sure, I dont know.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

dziś

Jestem dziś najżałośniejsza cząstką wszechświata