niedziela, 26 kwietnia 2009

słówko na niedzielę: hipokryzja

zastanawiam się, czy w ogóle potrafię określać swoje granice? zaniepokojona retorycznym wydźwiękiem zdanego pytania, deklaruję chęć poprawy. i zupełnie nie wiem czemu, przyszedł mi na myśl tekst Rhetta Butlera do Scarlet: ty mała hipokrytko. jesteś jak złodziej, który nie żałuje że ukradł, tylko że go złapano.

btw 1: przekroczone granice bliskości. świetny tytuł na książkę, nieprawdaż?
btw 2: a pit-a jak nie było, tak nie ma.

sobota, 25 kwietnia 2009

silly rabbit i sobotni stan rzeczy

poprzednio:
skazana na les nuits blanches
pozostająca z szeroko zamkniętymi oczami
oparta o białe poduszki
sącząca gin z tonikiem

obecnie:
zabita przez PITa. to nie może być trudniejsze od wniosku o płatność z SI-KSU, prawda? omatko, chyba jednego p-11 zgubiłam (przeszukuję w panice mieszkanie karma)

docelowo:
obserwująca rzeczywistość robiącą fikołka (i sącząca gin z tonikiem)

niedziela, 19 kwietnia 2009

silly baby rabbit

Rodzina mojej mamy się rozmnożyła o sztuk 2, zatem siłą rzeczy rozmowa zeszła na dzieci, w radosnym wieku do lat dwóch. Co we mnie obudziło wspomnienie pewnego słodkiego dwulatka, który ugryzł mnie kiedyś w plecy (tak, to boli), warunkując we mnie na długi czas podejście antydzieciowe; a w mojej mamie- wspomnienia mojego dzieciństwa (dodam, że wszystkie te. które wolałabym aby pozostały w mrokach zapomnienia). Rozmawiałyśmy o tym ostatnio z eM i K. pochłaniając (prawie pałeczkami) sushi: jak wiele pamiętamy z wczesnego dzieciństwa? I które wspomnienia są rzeczywiście naszymi wspomnieniami, a które tylko powieleniem wielokrotnie opowiadanych wspomnień naszych rodziców? Czy to co pamiętam jest fotką z mojej pamięci długoterminowej, czy fotką ze starego albumu?

Jako dziecko byłam bardzo chorowita. 3 razy zapalenie płuc, 5 zapaleń oskrzeli, wszystkie choroby wiek dziecięcego. Niejadek. Obiekt studiów terenowych kobiet z rodziny.
Eksperyment 1. Moja babcia: kogel-mogel, pierogi leniwe, pierogi z serem, pierogi z jagodami, pierogi z czym się tylko dało. I co było.
Eksperyment 2. Moja ciotka: kaszki z Paryża (pracowała jako opiekunka dla dzieci), corn flakes’y z Londynu (pracowała jako opiekunka starszej pani), Gerber z Danii (malowała domki letniskowe).
Eksperyment 3. Moja matka – rumianek i przeciery owocowe.
Obserwacja uczestnicząca: mój ojciec.
Grupa kontrolna: przedszkolanki. Siedziałam nad pure z ziemniaków przez całe leżakowanie. Dzień w dzień.
Ja też eksperymentowałam. Zjadłam okleinę pudełka po butach i garść igieł choinkowych, i nawet nie miałam czkawki. Rzygałam natomiast gdy wyczułam językiem choćby najmniejszą nieprzetartą grudkę w kaszce. Kaszce prosto z Paryża dostarczonej przez moją ciotkę, którą to kaszką elegancko puszczałam pawie przez całą kuchnię. A z okazji choroby lokomocyjnej, problem pojawiał się także w taksówkach i autokarach.
Tego rzygania generalnie nie pamiętam, za wyjątkiem zatrucia wiórkami kokosowymi z puszki (z Paryża). Do dziś nie znoszę ani wiórków kokosowych, ani Paryża.

A jak chorowałam nie jadłam nic za wyjątek wedlowskich czekoladek „Rarytasy”. Nikt z moich znajomych ich nie pamięta. Teraz ich daleki substytut sprzedają w blaszanych pudełkach w kształcie serca. Są ohydne. Wtedy dostawałam je w ogromnych, fioletowych pudełkach w kwiatki. Pudełka służyły jako stolik do rysowania, kiedy spędzałam całe tygodnie w łóżku. Ładnie rysowałam. Szkoda, że to właśnie zapomniałam.

sobota, 18 kwietnia 2009

Wiktoria

Miała krótkie włosy. Nie dbała o wygląd. Dużo pracowała, miała zniszczone ręce wiejskiej kobiety. Urodziła się w Stanach. Nie pozwolono jej się uczyć. Czytywała Gombrowicza. Była zawzięta.

Nie byłyśmy związane. Nie umiem wspominać jej bez emocji. Nie umiem nazwać tych emocji. Nie wiem nawet, czy są moje. Nie wolno mówić źle o zmarłych.

Jedziemy z Mamą na pogrzeb w niedzielę. Czy ktoś wie, jak przewieźć wieniec pociągiem..?

wtorek, 14 kwietnia 2009

mniejsze rzeczy

To zabawne (przy całym moim uwielbieniu dla Emily Dickinson), jak mniejsze rzeczy mogą naprawić brak rzeczy wielkich. Albo ten brak pogłębić. Osobiście ciągle bujam się na huśtawce odbijając nogami od ściany pt. mam wszystko i wpadając tyłkiem na ścianę pt. co ja tu robię. Chcę przez to powiedzieć, że kupiłam nowe buty (są zupełnie irracjonalne, ale na wyściółce mają napis you and me, co mnie urzekło; poza tym cena była przyjemna; a teraz stoją koło mojego łóżka i uśmiechamy się do siebie nieśmiało; one pytająco: kiedy nas założysz? Ja z zatroskaniem: do niczego mi nie pasujecie...). Chcę przez to również powiedzieć , że to wspaniałe mieć kogoś, kto wypije z tobą wino (białe, niestety) w wielki piątek i kogoś, kto wypije z tobą gruszkową finlandię w wielką niedzielę.
Chciałam też napisać o powidłach jabłkowych mojej babci, z czasów kiedy nie była jeszcze moją babcią, tylko dwudziestoletnią dziewczyną, która wróciła z wakacji do szkoły, do internatu i zamiast internatu (i swoich książek, obrazków, sukienek i wszystkich mniejszych rzeczy, które konstytuują nasze tu-i-teraz) zastała zgliszcza po bombie zapalającej, która chybiła w pobliskie koszary. Deutsche Bahn może się nie spóźnia, Deutsche Brandbombe ewidentnie nie były tak precyzyjne. Z internatu ocalały piwnice, a w nich powidła jabłkowe, które niedoszłe uczennice zjadły na pociechę po swoim rozpieprzonym przez DB życiu. Piękna anegdota, prawda? Szkoda, że prawdziwa.
A tak naprawdę chciałam napisać, że single-girl still meets calvinklein-boy. Nie mam koncepcji na błyskotliwy komentarz w tej kwestii. Może nie jest potrzebny?

piątek, 10 kwietnia 2009

silly rabbit i urlop

wielkopiątkowo: obeszłam górkę szczęśliwicką w czasie 2h (z babcią), odkryłam, że serce miasta bije pomiędzy złotymi tarasami a centralnym, konkretnie w drzwiach obrotowych (serio, te dzrzwi wydają odgłos dokładnie taki, jak bicie serca; kręciłam się w nich, pozostając pod wrażeniem odkrycia dobry kwadrans), znalazłam zdechłego szczura na środku mojej ulicy (leżał centralnie, z łapkami do góry), w karmie zabrakło czerwonego wina. a, i miałam dziś urlop.

niedziela, 5 kwietnia 2009

I got to thinking

Later that day I got to thinking about relationships. There are those that open you up to something new and exotic, those that are old and familiar, those that bring up lots of questions, those that bring you somewhere unexpected, those that bring you far from where you started, and those that bring you back. But the most exciting, challenging and significant relationship of all is the one you have with yourself. And if you can find someone to love the you you love, well, that's just fabulous. (SATC)

hmm.

czwartek, 2 kwietnia 2009

zebra


zastanawiam się, które ze słów, jakie wczoraj usłyszałam powinny być zakończone (przemilczanym) prima aprilis. nic nie jest takie jak się wydaje (banalny cytat z jakiegoś filmu karma). i nic nie jest na zawsze.
czy to bardziej wyzwala czy więzi?
zebra
czy bardziej boimy się prawdy czy kłamstw?
zebra