piątek, 24 lutego 2012

pożegnanie z zimą

jedziemy w góry. obawiam się, że nie zobaczę już ośnieżonego lasu, mam jednak nadzieję, że będzie las z wystarczającą ilością śniegu. żeby ulepić bałwana. bardzo dawno nie lepiłam bałwana. żądam bałwana! a potem niech nastąpi wiosna.

środa, 22 lutego 2012

one

po trzech dniach zastanawiania się stwierdzam, że głównym problemem Sponsoringu jest jego polski tytuł. Elles może nie chwyta marketingowo, ale lepiej oddaje sens filmu Szumowskiej. bo to jest film o "onych". one, to nie tylko studentki sprzedające usługi seksualne starszym "normalnym" facetom, ale też ich matki oraz żony mężczyzn kupujących ciała (i totalne zainteresowanie! - to chyba przede wszystkim) call girls. Elles to film o kobietach, mężczyźni - mężowie, ojcowie, synowie, kochankowie - są tłem, specyficznym tłem które ustawia relacje. ja, mężczyzna, mogę być kim chcę, skakać między rolami społecznymi. ty, kobieta, masz to spełnienia rolę służebną: opiekunki mojego dziecka, ulgi dla mojego pożądania, terapeutki dla moich problemów, kucharki dla mojego szefa, dekoracji mojego domu. Elles nie daje prostych odpowiedzi, mimo - a może właśnie dzięki? - tendencyjnemu przedstawieniu sponsoringu. bo nie o sponsoring tutaj chodzi, tylko o kobiece wybory. czy rabat w Celine jest tym, do czego aspiruję, tym, co kupuję za kawałek mojego samostanowienia? Anne (świetna Juliette Binoche) nie kręci świat "tych" dziewczyn. ją pociąga właśnie dokonywanie wyborów, ponieważ ten kawałek życia rozmieniła na drobne; wybory dokonują za nią jej mężczyźni, nawet ten dziesięcioletni. dostrzeżenie przez Annę schematu w jaki się włożyła uwiera, ale życie w nim przynosi profity. nie wiem, czy przesłanie jest optymistyczne, to chyba zależy od każdej z nas. one to właśnie my.
***
w kwestii oceny filmu: jestem na tak.

wtorek, 14 lutego 2012

o miłości

wiersz z czasów gdy zwykłam palić szluga przy smętnej muzie, teraz odarty z kontekstu, ale nadal bardzo go lubię. Variations on the Word Love, dla smętnych walentynek i walentynków i wojsk wiozących miłość i współczucie opancerzonymi wozami

This is a word we use to plug
holes with. It's the right size for those warm
blanks in speech, for those red heart-
shaped vacancies on the page that look nothing
like real hearts. Add lace
and you can sell
it. We insert it also in the one empty
space on the printed form
that comes with no instructions. There are whole
magazines with not much in them
but the word love, you can
rub it all over your body and you
can cook with it too. How do we know
it isn't what goes on at the cool
debaucheries of slugs under damp
pieces of cardboard? As for the weed-
seedlings nosing their tough snouts up
among the lettuces, they shout it.
Love! Love! sing the soldiers, raising
their glittering knives in salute.

Then there's the two
of us. This word
is far too short for us, it has only
four letters, too sparse
to fill those deep bare
vacuums between the stars
that press on us with their deafness.
It's not love we don't wish
to fall into, but that fear.
this word is not enough but it will
have to do. It's a single
vowel in this metallic
silence, a mouth that says
O again and again in wonder
and pain, a breath, a finger
grip on a cliffside. You can
hold on or let go.


Margaret Atwood

poniedziałek, 13 lutego 2012

fusion

w piątek były niecne gierki, w sobotę retro latino, a w niedzielę conservative british i pasta z kałamarnicą, czyli weekend bardzo fjużon. w kwestii Żelaznej damy, to należy iść i nie patrzeć krytycznie na fabułę (która ma swoje wzloty i upadki), tylko podziwiać Meryl Streep, która nawet obłożona toną charakteryzacji potrafi zagrać najdelikatniejsze emocje, co powinna sobie wziąć do serca moja niegdyś ulubiona Nicole Kidman. ciekawe czy charakteryzatorskie make-upy trzymają się botoksowych czół i policzków? w każdym razie dobrze że Godziny powstały Nicole zamieniła Toma na botox (z drugiej strony, co jest lepsze: scjentolog czy jad kiełbasiany?).
właściwie to ogólnie jest fjużon: osiągnęliśmy ten etap, gdy przy -8 mówi się, że "dzisiaj jest ciepło", samozwańczy detektywi zwołują konferencje prasowe, a w dobrym tonie jest hackować strony publicznych instytucji. i na dodatek Whitney nie żyje. a ja czytam trzeci tom 1Q84* i wypatruję na niebie drugiego księżyca.

*to ciekawe zjawisko - książka, którą czyta się z zapałem, chociaż właściwie sama fabuła - bez ozdobników typu 'powietrzna poczwarka' - jest denna jak w harlequinie skrzyżowanym z kryminałem klasy b, głębia postaci jest porównywalna z sadzawką na polach mokotowskich, a autor ma seksualną obsesję w temacie kobiecych uszu. tak, Murakami to temat na odrębną rozprawkę, a nie na post.

niedziela, 5 lutego 2012

pornografia

aby doświadczyć radości karnawału, wybraliśmy się na erotykę z początku ubiegłego wieku. po raz pierwszy byłam w Fotoplastikonie, do czego prawdopodobnie jako Warszawianka z dziada-pradziada nie powinnam się nazbyt chętnie przyznawać. przyjemnie było przenieść się do czasów, gdy powabności modelki nie mierzyło się rozmiarówką poniżej numeru 34 i częstotliwością aplikowania depilacji brazylijskiej. eh

podglądać można na http://fotoplastikonwarszawski.pl/