środa, 29 października 2008

still alive

no może jednak trochę jestem. ale tylko trochę.

piątek, 24 października 2008

niedziela, 19 października 2008

silly rabbit i dylematy

O again and again in wonder
and pain, a breath, a finger
grip on a cliffside. You can
hold on or let go.

(Margaret Atwood)


to raczej kwestia przyznania się przed samą sobą, że znam odpowiedź
czas na asekuracyjne, precezyjne, wyrachowane ( jakie jeszcze, jakie?) planowanie już upłynął, TAKIE SĄ FAKTY, lepiej skoczyć w nieznane niż spaść w nieznane, dylemat jak ze Studni i wahadła Edgara Allana
nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji - ale czy napewno?

środa, 15 października 2008

nocą

Uwaga, ogłaszam stan pełnej gotowości. Obiekt „K” wychodzi z budynku, powtarzam obiekt wychodzi z budynku.
Zrozumiałam, przejmuję obiekt. Gołąb, osłaniaj mnie. Idziemy wzdłuż ulicy, za 15 m skręt w prawo, powtarzam, przygotować się do skrętu w prawo.
Kot, melduj o stanie sytuacji.
Obiekt jest w stanie samodzielnie pokonywać przestrzeń, wspiera się na ramieniu obiektu nr 2. Sprawdź go. Podaje dane: płeć męska, wysokość ok. 1.8 m, włosy jasne, znaków szczególnych nie ma. Kosztowne ubranie, maniery jaskiniowca.
Kot, uściślij. Sprawdzamy go.
Obiekt nr 2 wchodzi w bardziej intensywną relację dotykowa z obiektem „K”, proszę o wskazówki.
Kot, konkrety.
Melduję, że całują się w bramie, powtarzam, całują się w bramie. Obiekt „K” wyrywa się, o cholera! Rąbnęła go torebką! Proszę o posiłki!
Wysyłam Czarnego. Kot, lepiej żeby cię tam nie było.
Tu Czarny, jednostka do zadań specjalnych „Wrr”. Obiekt nr 2 został zdjęty. Obgryziona nogawka, lekkie rany szarpane na lewej łydce. Obiekt „K” podjął współpracę, ochraniam ją, kierujemy się na południe w kierunku postoju taksówek. Merdam ogonem i zachowuję się przyjaźnie, obiekt przejawia lekkie zaburzenia równowagi i pochlipuje, stan generalny określiłbym jednak jako stabilny. Podjęta została próba siadania na krawężniku, lekka perswazja wystarczyła jednak do kontynuowania przemieszczania się. Obszczekuję taksówkarza, obiekt „K” znajduje się w taksówce. Maluje usta, co odczytuję jako udaną próbę reaktywacyjną. Obiekt w pełni sił witalnych przekazuję Gołębiowi.
Dobra robota, Czarny. Awaria na centralnym, obiekt „M” wdaje się w bójkę. Czarny, kieruj się na centralny. Wspierać cię będzie Kudłaty. Uważajcie na siebie, chłopaki. Powodzenia.
Zrozumiano, bez odbioru.
Tu gołąb, tu gołąb. Pilotuję pojazd Obiektu „K”, do najbliższych kolorowych, dalej nie ulecę.
Zrozumiałem, gołąb, dobra robota. Obiekt przejmują wrony.
Wrrrona mówi, kochanieńki. Obiekcik nasz śliczny już jest w domu. Lecę raporrrrtować akcję kundli.
Chorrroba, ale rrrozrrruba. Obiekt „M” dał w morrrrdę jakiemuś typowi, koledzy pomogli, ale tamten też ma kolegów. Aferrra! Awanturrrra! Koledzy tamtego wyciągnęli noże, Kudłaty i Czarrrny próbują ich porozdzielać, no ja krrruczo to widzę, proszę o pozwolenie na wrrronią akcję.
Wrrrona, tzn. wrona, masz pozwolenie.
Tu Kudłaty, wrona dziobnęła typa w ucho. Ale jatka!Obiekt „M” w końcu ocenił powagę sytuacji i oddalił się do nocnego. My z Czarnym schodzimy z pozycji. Czarny lekko ranny w łapę, ale zagoi się jak na psie.
Tu Gołąb. Pilotuję Obiekt „M”, zmierza w wiadomym kierunku, myślę że akcję można uznać za zakończoną.
Brawo. Świetna robota. Gratuluję wszystkim i bez odbioru.

Jesteś, kochany. Ja idę spać, umyj się i choć do łóżka.- Wiesz, śmieszna historia, jednego typa na centralnym ptak dziobnął w ucho. - Acha. A na Wilczej pies pogryzł faceta. - Acha. Przytulisz się? - Tak. - Drżysz. Coś się stało? - Nie, wszystko w porządku. Jest mi dobrze. - Tak. Teraz jest naprawdę dobrze.

czwartek, 9 października 2008

zafejsbukowana

fejsbuk zawyrokował, że w poprzednim życiu byłam MM i tego się będę trzymać, pomyślałam, dawać mi tu zaraz następnika JFK!


ps. na wszelki wypadek informuję publicznie, że nie potrafię połykać proszków bez popicia w liczbie wiekszej niż 1 (pokruszony)
ps. 2 fejsbuk jeszcze sprytnie policzył mój prawdziwy wiek, i wyszło żem młodsza o rok, ale: 1/ skłamałam (troszeczkę) w kwestii alko/day 2/ mam dobre geny, bo rodzina długowieczna (co prawdopododnie równoważy newralgiczną kwestię liczby spalanych szlugów), więc z tymi poprawkami chyba jestem jaka jestem (oprócz tego,że jestem wcieleniem MM)

wtorek, 7 października 2008

silly rabbit po drugiej stronie lustra

czasy są tak dziwne, że pozostaje jedynie obudzić się po drugiej stronie lustra



wysłałam list do Brx, ciekawe co z tego wyniknie
oby szampan i mule
to już rok minął, tak btw
ale to wcale nie jest mój last trick!

poniedziałek, 6 października 2008

w sprawie trzydziestych urodzin

Urodzinowy obudził się późno i nie tracąc energii na mycie zębów lub ścielenie łóżka poszedł do kuchni. W lodówce znalazł tort z karteczką „Wszystkiego najlepszego, kochanie”, co przypomniało mu, że właśnie przekroczył trzydziestkę (Urodzinowy nie zawsze jest urodzinowym, ale dzisiaj akurat był; a „urodzinowy” brzmi jakoś lepiej niż „trzydziestolatek”, a nie mogę nazwać go pewnym chłopcem, żeby nie było nieporozumienia; pewien chłopiec jest nazwą zastrzeżoną; kopirajty i w ogóle). W każdym razie czym prędzej zamknął lodówkę, niemniej był głodny, bo tak to już jest jak się człowiek za późno obudzi. Potem cały dzień chce się jeść i spać. Chcąc uniknąć ponownego stania twarzą w twarz z tortem, Urodzinowy przeszukał szafki, i znalazł kukurydzę i tuńczyka. Pomyślał, że to prawie jak danie meksykańskie, co prawda brakuje tortilli, salsy, i właściwie to tuńczyk średnio pasuje, ale wizja meksykańskich trzydziestych urodzin wydała mu się pociągająca. Przeszukał – teraz z kolei szuflady, w poszukiwaniu otwieracza do puszek, którego nie znalazł. Znalazł natomiast scyzoryk, taki scyzoryk który chłopcy dostają w dzieciństwie na urodziny od swoich ojców, ale akurat o tym nie pomyślał. Zresztą to nie był scyzoryk urodzinowy, i może właśnie dlatego nie spowodował zanurkowania w odmęty rozważań rodem z psychoanalizy. Zabrał się do otwierania tuńczyka scyzorykiem. Zrobił najpierw małą dziurkę, i pewnie zrobił by większą, a potem obkroił denko dookoła (i mógłby się na przykład przy tym skaleczyć), ale mała dziurka wystarczyła, żeby z puszki wyskoczył tuńczykowy dżin. Nikt nie wie, jak wyglądają tuńczykowe dżiny, ale nic nie wskazywało, żeby unosząca się nad puszką postać mogła być czymkolwiek innym. Zaraz zresztą dżin dość zniecierpliwionym głosem zażądał wypowiedzenia życzenia. Jak to, jednego? – zdziwił się Urodzinowy. Tak to - odpowiedział (przyznacie że niezbyt uprzejmie) tuńczykowi dżin. Po krótkim przeanalizowaniu sytuacji Urodzinowy doszedł do (słusznego) wniosku, że i tak wychodzi na plus i wypowiedział życzenie. Trzasnęło, błysnęło, denko z puszki przeleciało przez kuchnię i zapachniało ozonem (tuńczykiem pachniało już wcześniej). Życzenie oczywiście się spełniło.

A potem zrobił małą dziurkę w puszce kukurydzy.

piątek, 3 października 2008

silly rabbit vs. insomnia

nie śpię

kiedy przechodziłam te noce łagodniej, w liceum się nawet cieszyłam z ekstra wolnego czasu, rysowałam, pisałam - ogólnie eksploatowalam się twórczo, teraz po prostu chce mi się spać (i to mi się znowu rymuje...) (bardzo brzydko, fe. taka ładna dziewczynka, a z buzi śmietnik)

nie śpię dalej

a jakiś pan polecił na bezsenność zaudać sie na spacer; obawiam się że mogłoby się to skończyć nawet snem wiecznym

choć przyznam, że zawsze mam na to ochotę. na spacer nocny w sensie, a nie sen wieczny.

teraz będę wdrażać trening autogenny, znaczy sie autozahipnotyzuję a potem będę się koncentrować na - dajmy na to - prawej stopie, wizualizować uczucie ciężkości i ciepła (tej stopie prawej właśnie) i powtarzać w myślach sugestie (kierowane do stopy) typu: moja prawa stopa jest ciężka. (hmmm) (wyjdzie zaraz na to że cała jestem ciężka i zamiast rozmawiać z kończynami będę obmyślać dietę) (i z nerwów nie zasnę)
O. A to jest dobre: Inne elementy treningu autogennego to skupianie się na rytmie serce i oddechu przy jednoczesnym powtarzaniu pozytywnych afirmacji, takich jak „jestem pewna siebie i twórcza.” Hurra! Wchodzę w to.

Głównym celem treningu jest wprowadzenie umysłu w optymalny stan, określany często jako “bierna koncentracja” (...) bardzo podobny do stanu „rozluźnionej koncentracji” osiąganego podczas treningu „wewnętrznej gry”.. Acha.

O jejku. Sąsiad jakiś strasznie zawył. Chyba że mam na osiedlu wilkołaki. Oj. Boję się. Nie, to sąsiad.

dobra, bo się rozproszyłam. i jeszcze zasnę (hehe)

o - moja kotka chrapie.

Wracając do treningu autogenicznego: to z detali by było na tyle, jest odesłanie do książki Autogenic Training by Micah R. Sadigh & Roberto Patarca Montero. Nie znam, więc nie polecam. Ale jak ktos przeczyta, to chętnie pożyczę. I rada (od jednego z autorów) na koniec, taka osobista, że jego (ciekwawe którego) (to chyba bez znaczenia) (tak chciałam wiedzieć) najbardziej usypia sugestia: „ciepło mnie usypia”

i tego się będę trzymać. dobranoc (I hope)