środa, 31 marca 2010

dziewczynki and co.

polecam ostatnią galerię w WO, z rysunkami Aleksandry Waliszewskiej, oraz wywiadem z autorką. mnie się podobały jej dawniejsze prace - stylizowane na dawnych mistrzów i faktycznie eleganckie oleje, ale rysunki są fantastyczne.
ten się nazywa posiłek i bardzo chcę go mieć (i powiesić nad stołem):

a ten ma tytuł love (choć powinien mieć podtytuł "nie mów do mnie misiu, mów do mnie tygrysie!"):

© Aleksandra Waliszewska

a wywiad przyjemnie szczery (albo stylizowany na dawnych mistrzów ;)). tylko tytuł całości (dziewczynki, do których ślinią się potwory) niepokojąco tendencyjny, szczególnie w kontekście terapii autorki z czasów dzieciństwa u Andrzeja S. (wiadome pytanie nie pada, skutecznie rozbrojone zanim miało szansę paść)
pees: wystawa od 10/04 w CSW, osoba towarzysząca (lub l.mn.) mile widziana.

niedziela, 28 marca 2010

silly rabbit i słowo na niedzielę

Niektórzy twierdzą, że każda, absolutnie każda rzecz na świecie ma swoją cenę. To nieprawda. Są rzeczy, które ceny nie mają, są bezcenne. Najłatwiej poznać takie rzeczy po tym, że raz utracone, są utracone na zawsze.
A.S. /Chrzest ognia/
***
a wąż zeżarł swój ogon.

piątek, 26 marca 2010

cry, cry baby

na półmetku treningu interpersonalnego: nie gram w jengę, szlocham i poznaję nowe słówka: nitusentofia, strach przed zaśnięciem bez cukierka toffi w ustach. mnie śnią się truskawki.

czwartek, 25 marca 2010

suma wszystkich smutków

Różyczka: myślę że bardzo warto, i rzeczywiście nasuwa się porównanie z Das Leben der Anderen. konstruktywnie krytykując: nie podobało mi się zakończenie, z serii 'co by tu jeszcze upchnąć', żeby było jeszcze dramatyczniej. a moim zdaniem najbardziej bolą detale.
***
taaak, najbardziej bolą detale.

niedziela, 21 marca 2010

silly rabbit i wiosna

It's spring fever. That is what the name of it is. And when you've got it, you want - oh, you don't quite know what it is you do want, but it just fairly makes your heart ache, you want it so!
Mark Twain

nic dodać, nic ująć.

czwartek, 18 marca 2010

w chorobie

leżąc w łóżku złożona grypą (moja diagnoza) lub też wirusowym-czymśtam-czegośtam (diagnoza doktorzycy, której nie ufam za grosz, szczególnie że zapisała mi po raz kolejny to samo lekarstwo, którego nie powinny brać osoby z zaburzeniem krzepliwości krwi - c'est moi - o czym te panią informowałam) [a, oczywiście po raz kolejny musiałam PROSIĆ o przyjęcie, bo miejsc nie ma do poniedziałku, choć kolejki nie widziałam) (pani z recepcji jest równie kompetentna; pzr: to zapisać panią na poniedziałek? ja: do poniedziałku to planuję wyzdrowieć (z alternatywą w domyśle: zemrzeć marnie), pzr: no co też pani, to przecież tylko dwa dni! ja: ??? (była środa wieczór, ale w związku z gorączką zaczęłam się zastanawiać, czy coś mi nie umknęło) pzr: no dwa dni, czwartek i piątek. w weekendy przecież nie pracujemy!], wracając zatem do leżenia, z okazji wolnego czasu nadrabiam zaległości książkowe, co idzie nieco opornie, gdyż średnio co 2 godziny zasypiam (a sny mam nieziemskie), poza tym i te lektury nielekkie (mimo uwielbienia dla analizy transakcyjnej przy teorii antyskryptu odpadłam; to w kontekście Dzień dobry, i co dalej? Erica Berna); na gorączkę najlepsza jest Alicja, w tłumaczeniu nieodżałowanego Słomczyńskiego ofkors (może stąd te sny?)
***
Où est ma chatte? Ma chatte śpi na sto-le.
***
i starych piosenek słucham, jak choroba to choroba. niech się snują po wydmach długowłose panie, i umierają z miłości nader szczupli panowie.



last but not least: taboulet pozostawiony w kubeczku pod oknem robi wrażenie. a poza tym był pyszny.

wtorek, 16 marca 2010

zachorzałam

podstępny wirus, psychosoma czy marcowe fatum? po lekturze Lawinii Ursuli le Guin (nawet polecam) upewniam się, że miesiąc marsowy mym miesiącem nie jest, i być nie może. choć akurat w tym roku pogoda średnio sprzyja wznowieniu działań wojennych.
***
a tak, mam swoje daty, i swoje zabobony, i swoje sny. zbyt często ufam im post factum. a gorączka sprzyja wizjonerstwu (tylko po co ten katar w zestawie?)

niedziela, 14 marca 2010

301: Dame Liz, Dame Kam

bardziej ruda. tak, to chyba charakter. потому что в девушке с черными волосами и короткими полными пальцами на руках нет и не может быть кислорода, а в девушке с рыжими волосами, тонкими пальцамии мужским именем Кама, кислород есть!
***
poglądowo, Elisabeth Taylor w WO, polecam. Szczególnie: "Sypiałam w życiu tylko z tymi mężczyznami, których poślubiałam. Któraż kobieta może pochwalić się taką reputacją?". no któraż?

piątek, 12 marca 2010

about a girl

errata: I am an island. I am bloody Haiti.
pomoc humanitarna wskazana; podobno pod gruzami można wytrzymać dość długo, a ja przecież mam przed sobą całe życie.

wtorek, 9 marca 2010

about a boy. about a girl

z dedykacją. dla wiecznego chłopca.
Suddenly I realized - two people isn't enough. You need backup. If you're only two people, and someone drops off the edge, then you're on your own. Two isn't a large enough number. You need three at least.
***
z dedykacją dla dziewczynki. wiecznej dziewczynki.
I am an island. I am bloody Ibiza!

poniedziałek, 8 marca 2010

czekając na goździka

poszła na jeden koncert. poszła na drugi koncert. manifowała. zasnęła o 20.30. obudziła się o 3.00. i wie, że dziś jest dzień, w którym kobiety dostają goździki.

czwartek, 4 marca 2010

tlen

brak wejściówek na Kruma. zatrucie Tlenem. śmiertelne.



środa, 3 marca 2010

marzec. od początku raz jeszcze

ja po prostu nie znoszę tego miesiąca. i nie pomogą najlepsze nawet koncerty, choćby zmartwychwstały Lennon zaśpiewał a day in the life w duecie z Amy Winehouse na moim podwórku, to nic nie da. marzec sucks. poza tym pomijanie marca jest w modzie; wczoraj (niezorientowanym podpowiadam: drugi dzień miesiąca) kupiłam KWIETNIOWY numer Elle. marca nie ma. marzec nie istnieje.
***
a moja nowa dentystka gra ze mną w ząbki. gra jest dość perwersyjna i idzie tak: jeśli boli, znaczy że jeszcze żyje. to dobrze. jak nie boli, to trujemy (to źle, bo jak powszechnie wiadomo lepiej żywym być niż martwym). otóż boli. wprost szaleję z radości.
***
ale ale, nie mogę tak całkiem narzekać. moja wróżka zębuszka opanowała PRAWIE sztukę znieczulania przewodowego i wkłuła się już za drugim razem.

13. Mademoiselle Karen - To Ja, Kobieta

ok, na piątek się troszeczkę cieszę.

wtorek, 2 marca 2010

sekretne życie wiewiórek

orzeszek, orzeszek, orzeszek w pyszczek i na drzewo, i jeszcze orzeszek, nasionko, skorupka, pomyłka, skorupka, pusta, pomyłka, do góry, na dół, dorwać orzeszka, orzeszka, jeszcze orzeszka, więcej orzeszka, przeczesać ogonek, powęszyć, przeczesać, rudy ogonek, ładny ogonek, śliczny ogonek, przeczesać, inna wiewiórkę zobaczyć, obce zwierzątko zobaczyć, ominąć, nie ufać, zaufać, innej wiewiórce, tak troszkę, bo w końcu to jest nasz orzeszek, skorupka tez nasza, nie ufać, zaufać, i norkę zbudować i młode odchować, dostarczyć tym młodym orzeszek, nie jeden, zimować w tej norce, na wiosnę ogonek przeczesać, i wiosną i latem znów gonić orzeszek, a potem, nie potem, jest dzisiaj – orzeszek, jest jutro – orzeszek, pojutrza, pojutrza? A potem, potem jest już. i już.