sobota, 31 grudnia 2011

nowe idzie, chłodźcie szampana

o ile nie będzie końca świata, rok 2012 zapowiada się interesująco (w tym drugim przypadku 2012 będzie wręcz niepowtarzalny)
***
a zatem - realizujcie postanowienia, pijcie szampana i żyjcie z impetem każdego dnia. oto rok 2012, ta-dam!

środa, 28 grudnia 2011

update

mam kindla, idę w nowoczesność.
tymczasem w W-wie szaleje efekt cieplarniany, a ja dla równowagi czytam Skandynawię, wojnę z trollami Tony'ego Griffithsa (polecam).

piątek, 23 grudnia 2011

wtorek, 20 grudnia 2011

im bardziej pada śnieg

za oknem wirują płatki śniegu. słuchamy świątecznych piosenek, zapalamy gwiazdkowe świeczki. jutro idziemy po choinkę. jest właśnie tak, jak być powinno.
***

a Listy do M. to bardzo przyzwoity film. nie sięga mistrzostwa Love actually, ale opiera się pokusie naśladowania. jest jak świąteczny stół, wiesz czego się spodziewać i jesteś zadowolona, że właśnie to dostajesz. i nieustannie zadziwia cię historia tej kolędy ;)

wtorek, 13 grudnia 2011

ach te rocznice

z okazji smutnej rocznicy prezes zakorkował miasto i polecił rodakom ubolewać, że nie przemy do przodu jak Chiny. jego poplecznicy po raz kolejny porównali UE do obozów, jak zwykle wykazując się empatią i świadomością historyczną. szczęśliwie tym razem żaden z patriotów nie obsikał nam bramy.
***
a ja 6 lat temu zostałam magistrą prawa. aplikacji nie skończyłam a nawet nie zaczęłam, togi nie przywdziałam i w urzędzie nie ugrzęzłam, dyplomu zaś nie odebrałam po dziś dzień (ale mam to w żelaznym zestawie postanowień na nowy rok). niemniej, jeśli ktoś potrzebuje okazji do napicia się, to służę moim jubileuszem. cheers!
***
i za księgarzy!
***
jak również zdrowie Auksentych, Sambojów i Jodoków. oraz Łucji, której święto podpowiada, że dziś właśnie należy rozpocząć przygotowania do świąt.
***
i za żeglarza Tasmana, który 13 grudnia właśnie odkrył Nową Zelandię, dzięki czemu powstał Władca Pierścieni :)

wtorek, 6 grudnia 2011

grrrrudzień

zrewidowawszy re:wizje 5 stwierdzam, że najlepsze było towarzystwo i leżaki. całą resztę (włącznie z fragmentem poniżej) można sobie było odpuścić. chociaż spacery po "mrocznych i monumentalnych" wnętrzach PKiN mają swój niepowtarzalny urok.


***
tymczasem zrobiło się jakby chłodniej i poczułam lekki zew świąt, który doprowadził mnie do sklepów tak różnych jak Sezam (gdzie nabyłam lampki choinkowe szt. 16 dla mojej mamy, która wyraźnie zażyczyła sobie lampek ze sklepu elektrycznego, a nie ze straganu, no i cóż że z krajów świątecznie odległych pochodzą oba rodzaje) i TK MAXX. wycieczka do Sezamu była jak podróż w czasie, uważam że powinni objąć to miejsce opieką konserwatora zabytków, włącznie z obsługą (akurat dość uprzejmą, więc nie narzekam, tylko pozostaje pod wrażeniem firmowych wdzianek i ogólnego looku). wycieczka do TK MAXX była natomiast zejściem w ósmy krąg piekieł i przy kolejnym świecącym łosiu, który mnie napadł uciekłam z krzykiem. do Empiku zajrzałam tylko przez szybkę, co pozwoliło mi na szybką dedukcję, że kolejka do kasy nie wróży dobrze zdążeniu na jogę (i tak nie zdążyłam). HM ominęłam szerokim łukiem, oszukując sama siebie, że to z przyczyny konsulemnckiego bojkotu (w związku ze szmatą reklamową na centralnym), a nie walących tłumów wyrywających sobie z rąk pseudokolekcję versace. chyba się starzeję.

czwartek, 1 grudnia 2011

World AIDS Day

przypinam do serca czerwoną wstążeczkę

wtorek, 29 listopada 2011

silly rabbit i rzeczy dziwne

wino, które mnie urzekło. podobno jest bardzo dobrej jakości, czego niestety nie można w RP sprawdzić organoleptycznie. miauh.

niedziela, 13 listopada 2011

silly rabbit i przygotowania na zimę

zimno i ciemno wywołuje atawistyczną potrzebę jedzenia. weekend sprzyjał.
jedzenie najpyszniejsze: placek orzechowy Agnieszki
jedzenie najdziwniejsze (i najczarniejsze): potrawa z atramentem, ryżem i kalmarami (która budziła kontrowersje, ale mnie smakowała)
jedzenie na dworze: śniadanie w szarlocie
jedzenie "powrót do dzieciństwa": cebularze i blok (nie jednocześnie)
jedzenie zawiezione: kandyzowane kasztany
jedzenie przywiezione: pierogi, w tym ruskie z miętą i konfitura z moreli (już się na nią zasadzam)
jedzenie zakąszane: śledzik po lubelsku i łosoś z awokado
jedzenie jesienne: zupa z soczewicy i ciasto dyniowe
***
a teraz zakopię się w stercie igliwia i suchych liści. do góry brzuszkiem.
***
z każdym gryzem bagietki czuję jak tworzy się warstwa tłuszczyku chroniąca mnie przed zimnem i amortyzująca upadki na łyżwach. wyglądam pierwszego śniegu.

środa, 9 listopada 2011

jesienne przesilenie

Main Hexagram
[Wynik: 886877]
20 - KUAN / KONTEMPLACJA
(SUN: Wiatr, łagodna - K'UN: Ziemia, przyjmująca)
OBRAZ: Dokonano ablucji, lecz jeszcze nie złożono ofiar. Wpatrują się w niego, pełni ufności.
OSĄD: Wiatr wieje ponad ziemią: obraz KONTEMPLACJI. Dawni królowie odwiedzali regiony kraju, poznawali ludy i mocni wiedzą dawali stosowne pouczenia.
KOMENTARZ: Nadszedł moment najgłębszego skupienia i duchowej koncentracji. Taka postawa właściwa jest mędrcowi, pozwala zgłębić tajemnice świata, a emanująca zeń siła wewnętrzna pozwala zdobyć dominującą pozycję w społeczeństwie. Sprawowanie władzy wymaga znajomości spraw państwa i dążeń społeczeństwa, niezbędnych, by słuszne rozkazy były szanowane. Jest to heksagram VIII miesiąca rocznego cyklu (ok. 2O.IX - 20.X) - jesienne przesilenie.

LINIE ZMIENNE: III (6) Kontempluje swoje życie, by zdecydować o wyborze: pójść naprzód, czy cofnąć się? Komentarz: Trzeba przenieść uwagę ze świata zewnętrznego na swoje życie wewnętrzne, przemóc naiwny egoizm, odrzucić wąski punkt widzenia świata. Zdobywanie samowiedzy to nie kontemplacja własnych myśli, lecz prawidłowa ocena skutków postępowania. Tylko w ten sposób zdobywa się prawo osadzania innych.

53 - CZHIEN / ROZWÓJ, STOPNIOWY POSTĘP
(SUN: Wiatr, łagodna - KEN: Góra, powstrzymujący)
OBRAZ: Wydają za mąż pannę młodą. Szczęście. Korzystna jest stałość.
OSĄD: Drzewo na szczycie góry: obraz POSTĘPU. Człowiek szlachetny trwa w godności i cnocie, aby poprawić swój charakter.
KOMENTARZ: Małżeństwo jest ceremonią skomplikowaną i wymagającą dopełnienia wielu formalności. Tylko idąc krok za krokiem dociera się do celu. Szkodliwy jest pośpiech, nerwowość, przeskakiwanie etapów. Tak powinien przebiegać wszelki rozwój. I w taki sam sposób powinien mędrzec wpajać światu swe nauki.

poniedziałek, 7 listopada 2011

skandynawskie kołysanki


Fr we Fr, era muzyki skandynawskiej nastała
***
panna Sóley Stefánsdóttir pochodzi z Reykjaviku i udziela się na klawiszach w Seabear. Soap&Skin w wersji zen, tak sobie o niej myślę.

piątek, 4 listopada 2011

niemądry królik i mały smok



udana premiera, lecz koncertu brak.
mnie też by się chciało tańczyć, gdyby nie chciało mi się spać.

sobota, 29 października 2011

silly rabbit i gierki

my tu pitu-pitu, a październik chyłkiem zmienia się w listopad. prowadzimy życie statyczne i statystyczne, udzielając się towarzysko to tu to tam, odbijając kartę na zakładzie, zażywając regularnie sportu, narzekając na pogodę i stan polskich dróg.
***
nowum są gierki. po rozpracowanych Carcassonne i rycerskim upgradzie Osadników z Catanu, poszliśmy w kierunku mniej strategicznym, a bardziej towarzyskim. Fr dostał Cluedo, a wczoraj u państwa Q graliśmy w Dixit. obie gierki mają potencjał anegdotyczny (czy Fr w salonie młotkiem?), a w tej drugiej biega się po planszy królikami! zainteresowanym polecam.

niedziela, 16 października 2011

wff - odsłona 2

mój faworyt na etapie wybierania tegorocznego zestawu, no i proszę - nagroda za reżyserię dla Santiago Amigoreny. zasłużenie; film bardzo dobrze rozegrany psychologicznie, bez łzawych kawałków i scen-wytrychów. nie popada w banał, pięknie rozgrywa ciszę śniegu i solnej pustyni, ciszę rozpaczy i ciszę ukojenia. polecam. z pewnością będzie w kinach, pewnie już za pół roku... (przypomnę się)

wtorek, 11 października 2011

wff - odsłona 1

po pierwszym secie krótkich metraży i sekretach gry w mahjonga. w kwestii mahjonga to miałam pomysł, że w filmie więcej będzie o samej grze i pewnie dlatego film mnie nie porwał (szczerze: w ogóle mi się nie podobał); natomiast przyznaję, że oddaje moje wrażenia nt. chińskiego społeczeństwa w całej rozciągłości, tj. od pseudoreligijności po estetykę wnętrz.
***
strzałem w dziesiątkę była natomiast kwestia smaku, o kucharzu Paulu Liebrandcie i bardzo ciekawe Q&A po filmie, w którym uczestniczył we własnej osobie. więcej na stronie http://www.paulliebrandt.com/. polecam i żałuje, że nie było degustacji dan jego autorstwa (chociaż nie wiem, czy byłoby mnie wówczas stać na bilet).
***
w kwestii jedzenia: przenigdy nie dajcie się skusić na cup-cake's z la vanille. fuj.

wtorek, 4 października 2011

and so the story goes...

oglądamy (w planach): 11 filmów WFF, królują krótkie formy
czytamy (już teraz): Seks tantryczny dla kobiet (prezent od Fr., nad wyraz urokliwy)
obserwujemy (z balkonu): klientelę la vanille (zjeść można cup-cake's, zobaczyć znanych z tego że są znani, mają szaliki, jeżdżą na amsterdamach i nie jedzą cup-cake'ów)
***
czas płynie a ja szkolę w Szczecinie jak nim zarządzać (albo w nim sobą). wpisuję dni w matrycę eisenhowera, a tymczasem wydarza się październik.

piątek, 23 września 2011

silly rabbit i vollmond

szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiłam na Vollmond Teatru Tańca z Wuppertalu. wrażenia - cudne, refleksje - różne. to pewnie herezja, ale w sposób szczególny poruszyli mnie tancerze, którzy po spektaklu (którego znaczną część stanowi taniec w strugach deszczu) szli przyjmować owacje w szlafrokach. gdzie jest granica między realnością / codziennością /zwykłością (szlafrok, bo mokro i zimno, szlafrok, bo prysznic poranny, szlafrok i ciepłe skarpety i katar i te pe) a szaleństwem i pasją tańca? "W tańcu Piny Bausch niewidzialna granica pomiędzy prawdziwą osobą i odgrywaną postacią zanika, załamuje się, tak że czasem widz ma wrażenie oglądania wydarzeń rzeczywistych" - przeczytałam, mnie zastanawia nie tylko czasoprzestrzeń teatralnej sceny, ale niewidzialna granica codzienności tanzteatru. a przecież urodziły się tam dzieci, a przecież trzeba było podatki zapłacić i kupić szczoteczkę do zębów.
wiem już, jak tańczą. bardzo jestem ciekawa, jak myją zęby.

wtorek, 20 września 2011

silly rabbit i Pina


wciągający, świetny wizualnie (doceniam 3D), cieszę się że zobaczyłam go z teatralnej loży.
***
a jutro Vollmond, lucky me!

sobota, 17 września 2011

Rakhe Rakhan har

Rake rakan hare, ap ubare jan
Gurki peri paa-e, kadż savare jan
Ho-ap dial(o) mano na visa-re jan
Sadże-na ke sang(e) bave, taa(ve)tare-rian,
Sakate nindeke dusz-ke kin ma bida-rejan
Tis sahib-i te ke nanak(e) mane maj
Dżis simerat(e) suku hoi sagale duk(e) dżaj

sobota, 10 września 2011

silly rabbit i cisza poranka

jedziemy "na wieś" załapać się na ostatni weekend letniej ciepłości.
***
zastanawiam się, czy nadejdzie ten czas, kiedy postanowię wylogować się z wa-wy na rzecz domku z ogródkiem (odp.: jeśli nadejdzie - to nie prędko); dziś-jutro pobujam się w hamaku, przyjemnie będzie, ale żeby tak całkiem oddać się błotnym drogom i ciszy poranka to ja (jeszcze?) jestem na nie.
***
poza tym kończy się powoli sezon rowerowy i przesiadam się z balerinek na obcasy. pomstuję co prawda na kostkę brukową przed chawirą kulczyk-holding, ale co jak co nie są to pozamiejskie błocka. ach ten stukot, ach te wysokości! lubię to.

sobota, 3 września 2011

jeszcze o Paryżu

Luis Buñuel: A man in love with a woman from a different era. I see a photograph!
Man Ray: I see a film!
Gil: I see insurmountable problem!
Salvador Dalí: I see rhinoceros!
***
"O północy w Paryżu" nie jest filmem wybitnym, ale ma swój (haha - paryski!) urok. taki w-sam-raz makaronik. w większej dawce by zasłodził.

środa, 31 sierpnia 2011

silly rabbit vs. Paryż

pari-pari odczarowany przy pomocy:
- veliborowerów
- sera, m.in. felicjańskiego i marcelińskiego
- widoku z okna (na załączonych obrazkach)
- kiru jeżynowego
- innych atrakcji, ze szczególnym uwzględnieniem sumiennego wypełniania obowiązków małżeńskich ;)
***
w pokoiku na 6 piętrze, od zmierzchu...

....do świtu

wtorek, 23 sierpnia 2011

10 dni później


nadal zadowoleni z siebie, aczkolwiek w inszym dizajnie. pojutrze zapewne w beretach z bagietkami pod pachą.
***
Paryżu, daję ci ostatnią szansę.

piątek, 19 sierpnia 2011

ku czci stepford wives

odpowiadając po raz n-ty na pytanie, czy coś się zmieniło, odpowiadam: absofuckinglutly nothing.


och, miałam być poważna. są pewne zmiany. ;)


obcięłam włosy.

wtorek, 16 sierpnia 2011

happy ever after...


courtesy of Kuba

haiku dla niego

wyspał się kot
wstając i ziewając
idzie na amory

haiku dla niej

w mojej nowej sukni
dziś rano -
ktoś inny

piątek, 12 sierpnia 2011

silly rabbit get married

470 post. silly rabbit get married.
***
wstrząśnięta, nie zmieszana. kieckę fajną mam i buty. i męża.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

silly rabbit i sobota w mieście na P.


chłopaki skakały nader wysoko. a ja będę latać na lotni, ha!

silly rabbit wieczorową porą

w piątek panny wyszły na miasto, nawiedziły karmę, wypiły kwaśną wódkę w planie b, rozkręciły imprezę w operze i ogólnie sobie nie żałowały. i ja tam byłam, miód i wino piłam.
***
świadkowe rządzą :*

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

od początku, raz jeszcze

od początku, raz jeszcze: "Z daleka widok jest piękny" jest bardzo złym filmem. można owinąć ten fakt w bawełnę typu "niepokoi i dlatego pozostaje w widzu na długo" tudzież "film wywołał skrajne emocje". można sasnalogniot nagradzać, co jak mniemam jest klasycznym efektem halo, bo skoro ten Sasnal taki zdolny i się nam (Polakom) tak dobrze sprzedaje (zagranicom, panie), to widać i filmy umie robić, i hydraulikę naprawić. proponuję przyznać mu złoty kran, profilaktycznie i profetycznie.
***
zeźliłam się.

środa, 27 lipca 2011

no sasnal in my life

ale objawił się antyfaworyt: Z daleka widok jest piękny, Anny i Wilhelma Sasnala to film bardzo, bardzo zły. choćby mieli wam dopłacać, nie idźcie. NIE IDŹCIE.

silly rabbit i chwile, które łączą

nowe horyzonty, T-mobile zamiast Ery, płatny miód w Mleczarni, nowy model drinka w pracofni, chwile które łączą (tu wyobrażamy sobie wzlatujące ku niebiosom bańki mydlane, a niebiosa widzą to i nie grzmią, niestety)
***
moja shortlista poniżej; kolejność przypadkowa, zdecydowany faworyt się nie objawił.
L'Apollonide - souvenirs de la maison close : sceny z życia kurtyzan końca wieku, w dobrym guście, elegancko opakowane bawitko. zapowiedziana scena płaczu spermą ma miejsce i jest na miejscu: liryczna nie obsceniczna. jeśli dotrze do kin - bierzcie, wierzcie.


Meek's cutoff - antywestern w pięknych barwach przepalonej słońcem trawy, toczący się jak wozy przez Oregon; film o człowieczeństwie - zaufaniu, wspólnocie i samotności, o priorytetach. padają strzały, nie padają trupy. zakończenie pisze się samemu.


Pyuupiru 2001–2008 "To nie tyle artysta, ile zjawisko". Wrzućcie w googla.


oraz Lilie wodne w rozkwicie (Water Lilies in Bloom / Vannliljer i blomst), 15 minut czystego optymizmu reżyserii Emila Stanga Lunda (Norwegia 2010)

czwartek, 21 lipca 2011

środa-czwartek, w planach sobota

alejami w stronę Burberry zmierzała Katta, a za nią podążała, na smyczy piorunu, burza. co nieomylnie zapowiadało nabycie sukienki, która nie jest biała, i picie wina, które również białe nie było.
***
od pojutrza bawię we Wroc, ogarniając 13 nowohoryzontowych filmów, i na te chińskie obozy pracy się zdecydowałam, brrrr. ale wg rankingu Polityki to obraz jeden z dziesięciu stanowczo polecanych, nie tracę zatem nadziei.

sobota, 16 lipca 2011

kids








made in Tybet


made in China

***
skoro już zostałam wydalona z Tybetu za potencjalne szpiegostwo i poglądy tudzież zachowania nie licujące z linią partii, to sobie poużywam na PRC. Nie jest to trudne; jeśli olśniewa was skok z nicości do ponad 10% PKB rocznie, autostrady i Gucci za rogiem, przyjrzyjcie się indoktrynacji od kołyski, zrównanym z ziemią górom i zasypanym dolinom, wyburzonym domom (2 tygodnie na eksmisje to luksus), smogowi w Pekinie (nawet Mao słabo widoczny)...etc. Lektura obowiązkowa - John Pomfret Lekcje chińskiego. O.

sobota, 25 czerwca 2011

no to pa


urokliwy koncert we wtorek w palladium, w ramach hasta la vista Warszawko (nie płacz kiedy odjadę, dla mnie i tak jesteś kulturalną stolicą uniwersum).
***
jedziemy do ikei po pseudochiński lampion. a potem do Chin.

niedziela, 19 czerwca 2011

mała historia o miłości


wzruszający, z happy endem, adekwatny do czasoprzestrzeni.
courtesy of Katta.

sobota, 18 czerwca 2011

silly rabbit i przychylności losu

w stanie przyjemnego flow. przeciwności losu rozpierzchły się jak świnki na widok złego wilka, a ja chuchnę-dmuchnę i domek ograniczeń się rozleci, że nie będzie co zbierać.
***
za tydzień Chiny. mój stosunek do kaczki po kantońsku - bez zmian.

środa, 15 czerwca 2011

silly rabbit i przeciwności losu

i stało się tak, jak gdyby nigdy nic nie było. Chiny zamknęły wjazd do Tybetu dla turystów ze zgniłego zachodu, pewnie teraz pacyfikują resztki oporu i wieszają tabliczki, że Potala od wieków była letnią rezydencją chińskiego cesarza tudzież siedzibą KPCh. w między czasie drogie (w sensie dosłownym) wedding plannerki poszły sobie precz z okazji trudnego - ich zdaniem - charakteru mojego przyszłego męża, co zasadniczo wyszło wszystkim na dobre: rzekomo trudny przyszłymąż ogarnął raz dwa kwestie muzyczne i symboliczne, wedding planningiem zajmujemy się wespół-zespół z wspaniałymi świadkowymi, i wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, zresztą jakżeby miało być inaczej.
no ale ten brak tybetowania to mnie martwi. mleka jaka chcę i mantrowego młynka. a co będzie, co będzie?
***
na znak protestu nigdy więcej nie tknę kaczki po kantońsku. thx god, nigdy za nią nie przepadałam.

sobota, 11 czerwca 2011

the one who must not be named

drodzy narzeczeni! jeśli po długich bojach i organizacyjnych zawieruchach, ogarniecie zarówno obiadek zapoznawczy rodziców (i tzw. osób towarzyszących), jak i mniejsze oraz większe oczekiwania, sugestie, aluzje, fochy, dąsy, pretensje, dobre rady, jeszcze lepsze rady i wyśmienite koncepcje mające na celu zmianę waszych fryzur, gabarytów i sposobów spędzania czasu wolnego, jeśli rzutem na taśmę odrzucicie cały pakiet propozycji nie do odrzucenia, postawicie na swoim względem formy cywilnej ślubu i sposobów kiszenia ogórków na nowej drodze życia (małe rzeczy idą w pakiecie), celem nie popadnięcia w zbytnie samouwielbienie i doprowadzenia waszego układu nerwowego w stan pełnego komfortu względem TEGO DNIA, poprzez cudowny wprost kontrast z chaosem przygotowań, powiadam wam: zatrudnijcie wedding-plannerki.

sobota, 4 czerwca 2011

planistka

z tybetańskiej kuchni, przepis na yurlę: wymieszaj tsampę (mąkę z prażonego jęczmienia) z masłem z mleka jaka. można dodać trochę cukru.
za trzy tygodnie spotkam jaka w lhasie. podoba mi się ten plan.

piątek, 27 maja 2011

artystki dojrzałe

podoba mi się nowa Lykke Li, jestem w opcji "artystka dojrzała" (cokolwiek to oznacza, w każdym razie słyszalne jest, że dziewczyna wie co robi i cała reszta lata jej koło pióra)



*Tarik Saleh - skojarzenie: Metropia (WFF 2009), jakby co

czwartek, 19 maja 2011

dzień nie po króliczej myśli

a dobrze się zapowiadał, rozpoczęty kawą z mlekiem i wyborem nazwiska dla potencjalnego potomka. a potem pasmo fuck-upów: od znikniętego US, który okazał się zostać przeniesionym na Służewiec (czyt. daleko), po spóźnianie się - moje i innych, zepsucie się tramwaju na moście gdańskim i inne drobniejsze niedogodności (zapomniane klucze do mieszkania, obcierające buty etc.)
zakończmy go.
fin.

niedziela, 15 maja 2011

niedziela

coaching wciąga.
***szczęśliwość o smaku kurczaka z liczi.
**** zarejestrowani. Fr podpowiada, że oficjalnie jeszcze nie, ale co on tam wie, ma ajerkoniak w pępku. ;)

sobota, 7 maja 2011

silly doc rabbit review


ulubieńsze Katty, najsubtelniejsze wśród animacyj walczących w bitwie płci (i mojej bitwie ze snem wywołanym białym winem oraz przynudzaniem prowadzących); więcej tejże autorki tutaj. polecam szczególnie tydzień wg kota Norberta. :)
a dzisiaj lekko nudnawy ale o znacznej wartości dokumentalnej (no i w 3D) Herzog. a na Wilczej pada deszcz.

środa, 4 maja 2011

happy-go-lucky

świat raczy mnie ciekawostkami, dozowanymi na łyżeczce: za mamusię, śnieg w maju, za tatusia, kontakty z urzędami, podróże i przygotowania do imprez wszelakich. ponadto Babcia wpadła na niemądry pomysł umierania, całe szczęście stawienie się kompletu rodziny u jej wezgłowie sprawiło, że wybrała konsumpcję jaj faszerowanych i uczestnictwo w obchodach śmigusa-dyngusa. Śmierci dziękujemy, wybieramy życie. może i - jak mawia inna Babcia - czas się filcuje, róbmy więc filcakowe korale zeń i bądźmy zen. tu i teraz. bądź. MY.
***
jejku jej, wychodzi na to, że jestem szczęśliwa! :D

czwartek, 21 kwietnia 2011

silly rabbit i Żelazna 79

dur brzuszny boli mnie w prawe ramię. biorę na jutro zwolnienie z aktywności okołopracowych. a co.

niedziela, 17 kwietnia 2011

dzień bardzo dobry

dzień z polskim festiwalem reklamy i kuchnią pseudolwowską (ale smaczną). spacerkiem wzdłuż płotu na ogrodzie botanicznym, oglądając wystawę prac Annie Leibovitz o kobietach, rozkoszujemy się wiosennym (no wreszcie) ciepłem. potem design lat 60-tych w muzeum narodowym, finisaż z prezentacją samochodów na żółtych tablicach, znów spacer i kamanada lwowska (gdzie warto się znaleźć ze względu na teksty w korytarzu przy łazience i w sprawie naleśników z rakami), a na zakończenie wieczoru Pokaz Young Directors, czyli przegląd filmów młodych reżyserów w mieszance reklamowo-dokumentalno-społecznej w Powiększeniu (takich jak paths of hate oraz Dom Melbourne). ach, co za dzień!

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

conejo americano

królik prosto z arizony, jako bliski zastępnik fiołków (courtesy of ikris)

conejo tonto y payaso triste

film, po którym moje zaufanie do klaunów zmalało (a nigdy go zbyt wiele nie było) a zaintrygowanie tańcem na szarfach wzrosło. powiedziałabym, że jest to film dla fanów Tarantino czy Rodrigeza, ale nie powiem. Balada triste de trompeta, a.k.a. Hiszpański cyrk, jest filmem europejskim, bez oczywistych puent i przewidywalnych zakrętów. polecone przez eM, polecam dalej.

pues, aquí está:

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

i jeszcze


a, niech jeszcze będzie goodbye kiss od Dartha Vadera dla zimowej pory. bo śniegu już w kwietniu to nie będzie, prawda?

czwartek, 31 marca 2011

żegnaj, marcu

nie wiedziałam, ale się dowiedziałam (courtesy of Fr), że istnieje NGOs o nazwie Playing For Change. i tenże NGOs wspiera powstawanie szkół muzycznych na całym świecie, między innymi przez realizację multi-kulti projektu - Playing For Change. Mark Johnson i Enzo Buono (twórcy projektu) jeżdżą tam, gdzie szansa na założenie szkoły muzycznej jest niewielka i nagrywają różnych muzyków, wykonujących znany przebój. a potem łączą nagrania w spójną całość, i powstaje takie optymistyczne, ładne coś:

***
żegnam miesiąc marzec. żegnam mieszkanko na ulicy pewnego hetmana, wielkiego i chyba koronnego. adios muchachos.

wtorek, 29 marca 2011

eksperymenty z teraźniejszością vol. 2

zastanawialiście się kiedyś ile czasu tracimy na planowe wykonywanie czynności, które nie mają dla nas żadnego znaczenia i jak mało czasu - w związku z utratą tamtego czasu - poświęcamy na sprawy naprawdę dla nas ważne? chodzi mi o rozłożenie dnia na czynniki proste: straciłam dziś wiele minut mojego życia na pisanie maili, których termin ważności potrwa góra tydzień, z wyłączeniem dupokrytek, które może jeszcze zdadzą się na coś za miesiąc. przy czym to "coś" nie jest dla mnie cosiem o realnym znaczeniu, ponieważ czyjaś okresowa niechęć w gruncie rzeczy jest tylko mało znacząca przykrostką. w tym czasie mogłam zrobić rzeczy inne - pożyteczne lub nie, ale ogólnie o znaczeniu większym od zera. mogę znaleźć przyjemność w staniu w tramwaju, mam czas na (chociażby) popatrzenie się na słońce. mogę osiągnąć flow przy praniu, a nie mogę przy wykonywaniu większości składowych mojej pracy.
***
zmiany jeszcze nie wiszą w powietrzu, ale są nieuniknione.

piątek, 25 marca 2011

eksperymenty z teraźniejszością

biegnąc ze spotkania na spotkanie biegną nóżki a głowa się zatrzymuje, bo ja się, proszę szanownych państwa, uczę świadomego bycia tu i teraz.
*** spieszę donieść, że uczę się też coachingu i robienia kulki na rurze.
*** a z tą kulką jak ze świadomością tu-i-teraz: kwestia złapania systemu, jak to działa. dziś się udało, w obu sprawach.

wtorek, 22 marca 2011

silly rabbit i wiosna

słońce za oknem. the spring is out there.

sobota, 19 marca 2011

w poszukiwaniu barwy innej niż szaroburość

w kontrze do bieli - hotel pantone (kliknij tu). w ramach poszukiwania antidotum na marcowe niże.

niedziela, 13 marca 2011

tam i nazad

urlop nieco przechorowany (co nie powstrzymało mnie od śmigania na nartach), ale z ogólnym wrażeniem bdb. Zilletral polecam, ze szczególnym uwzględnieniem raju dla freeride'owców na lodowcu Hintertux. detale (takie jak: o czym się mówi w austriackiej TV, gdzie warto zjeść apfel strudla i co to są smarki cesarza) i fotki - wkrótce.

Übergangsjoch

co można zrobić na wysokości 2500m n.p.m, w miejscu o wdzięcznej nazwie Übergangsjoch, z taaakim widokiem?
można powiedzieć 'tak'.

piątek, 4 marca 2011

a jutro

pracę zleconą wykonałam, na rurze zatańczyłam, mieszkanie odkurzyłam, plecak spakowałam, a jutro o tej porze będę w Zillertalu. o.

wtorek, 1 marca 2011

och, xero..

dzień rozpoczęty od podróży tramwajem z dziewczynką śpiewająca piosenkę własnego autorstwa o magicznym xero musi być choć trochę udany. chociaż to pierwszy marca, miesiąca który nie istnieje
***
zresztą jak powszechnie wiadomo - dzięki niezablokowanym fotkom na fcb...ekhm, sprawa stara, niech przepadnie w mrokach zapomnienia - jestem fanką magicznych xerokopiarek

sobota, 26 lutego 2011

poza logiką

w kolorowej prasie kobiecej z wyższej półki, tuż obok reklamy Stefanel:
głęboko w ludzkiej podświadomości tkwi przemożna potrzeba logicznego, mającego sens wszechświata, ale rzeczywisty wszechświat jest zawsze krok poza logiką (Frank Herbert, Diuna)
eh.

wtorek, 22 lutego 2011

mróz i inne takie

mnie się ten mróz podoba. idę sobie rano przez miasto w słusznym kierunku (do pracy znaczy się), w powietrzu wirują drobinki złota, a słońce ma kolor pomarańczy. jak jest mróz budzę się o właściwej godzinie (mimo lekkiego nadmiaru wina, który wydarzył się wczorajszym wieczorem w kulturalnej), nie boli mnie głowa, a na dodatek odkrywam, że na fali mroźnej energii wczorajszego wieczoru (wino też mogło mieć znaczenie) zrobiłam porządek w łazience (prawdę mówiąc planowałam również układanie książek na półkach - bardzo wysoko położonych półkach - do czego thx god się nie zabrałam, bo teraz pewnie moje zwłoki ze złamanym karkiem leżałyby pod - wiadomym - pianinem i czekały na powrót Fr z Fr). na fali tej energii przeprowadzę jeszcze parę innych porządków. bo na mrozie jest tak, że albo idziesz, albo zamarzasz.

niedziela, 20 lutego 2011

lipiec

W warstwie fabularnej jest to historia ostatnich lat życia mordercy i ludożercy (...) w warstwie głębszej jest to droga duszy ludzkiej od upadku, przez miłość, do oświecenia i zbawienia. (z recenzji z Polityce)
to o Lipcu Wyrypajewa, dziś ostatni raz granym w Teatrze na Woli, z cudowną Karoliną Gruszką, która na przestrzeni sekund zmienia się z sześćdziesięcioletniego ludożercy w młoda kobietę o dziwnych nogach. cieszę się, że tam byłam.
(btw: byłam na zaproszenie mojej mamy zamówione w uniwersytecie trzeciego wieku, do którego uczęszcza; czyli de facto robiłam za emerytkę, ha!)

środa, 16 lutego 2011

związki niezawodowe

dlaczego do związków nie dołącza się instrukcji obsługi? (ja oczywiście nigdy nie przeczytałam żadnej instrukcji obsługi, ale ich posiadanie działa na mnie kojąco). księgarnie pełne są poradników jak rozumieć tę drugą osobę, ale ni cholery nie wyjaśniają, jak rozumieć siebie. siebie w związku ze związkiem.
i tak:
układam słowa w zdania, których nie chcę powiedzieć.
układam ręce w gesty, których nie chcę wykonać.
składam siebie jak puzzle, ale nie znam obrazka, który mam ułożyć.

środa, 9 lutego 2011

Heaven can wait



między tym co wiesz, a tym czego potrzebujesz, jesteś, właśnie tu. czy niebo mogłoby chwilę zaczekać? czy w niebie można wnosić wotum nieufności czy jest to dla nieba obrazą?

niedziela, 6 lutego 2011

łabędzie

piekny wizualnie, przekonujący psychologicznie. bardzo osobisty.
***The only person standing in your way is you.

piątek, 4 lutego 2011

rok królika

witajcie w roku królika!
***postanowienie noworoczne: nie dać przerobić na pasztet.

wtorek, 1 lutego 2011

"f" word

Lionel Logue: Do you know the "f" word?
King George VI: Ffff... fornication?
***
dzisiejszy dzień sponsorowała ta właśnie literka, w mniej królewskim wydaniu. zatem, na poprawienie ogólnego stanu rzeczy i umysłu, zaaplikowałam sobie Colina Firtha. nad wyraz kontentam.

niedziela, 30 stycznia 2011

poszerzenie pola walki

łóżka są trwalsze niż związki, czyli ponownie czytam Michela Houellebecqa. porzuconego onegdaj za (moim ówcześnie zdaniem) seksizm i parę innych -izmów. mogłabym powiedzieć, że dorosłam, dojrzałam, etc. ale takie wytłumaczenie jest zbyt miałkie. jestem starsza, to jest obiektywne. dojrzalsza? - subiektywne i przez lekki patos kryjący się w tym słowie, dojrzałości zaprzeczające. może więc z tej mańki: odkryłam że Michel Houellebecq pisze o miłości. smutno pisze, ale prawdziwie pisze. niezależnie od tego, jednak, czy mu wierzymy, czy nazywamy jego pisaninę krojeniem pustki (bardzo ładne stwierdzenie, niestety przypominające jajko sadzone zrobione z pustki), czy rzucamy jego książki w kąt, czy też wynosimy je na ołtarze (absolutnie nie na PRAWDZIWE ołtarze), zrozumcie, on zostawia nam nadzieję. przecież NIE MOŻE być aż tak źle. i wstajemy dzielnie z desek na poszerzonym ringu.

Powoli zaczynałem rozumieć, że wszyscy ci ludzie – mężczyźni czy kobiety – nie byli wcale obłąkani; brakowało im po prostu miłości.

Michel Houellebecq "Poszerzenie pola walki"

piątek, 28 stycznia 2011

wtorek, 25 stycznia 2011

pudło

nie wiem dlaczego upieracie się, że najgorszy jest poniedziałek. w poniedziałki mam jeszcze energię poweekendową, która - jeśli nie zostanie dożywiona jakąś inspiracyjką, zupełnie oklapuje. w stanie oklapnięcia rozebrałam choinkę (bo oklapła) i spakowałam jedno pudło. chętnie spakuję siebie w drugie i nadam priorytetem w inną czasoprzestrzeń.
***
heh, przynajmniej pogoda ładna.

czwartek, 20 stycznia 2011

niedoinspirowanie

skręcenie włosów nie wystarczyło. in desperate need of (not necessarily divine) inspiration. bo mnie nosi, a nie wiem dokąd

niedziela, 16 stycznia 2011

made in Poland

klasyczny weekend w mieście: kombinacja pracy i przyjemności (w przyzwoitych proporcjach). wybraliśmy się do Luny na (1) Essential Killing (wreszcie) i - poza innymi przyjemnościami typu poranna kawka i popołudniowe sushi-zushi, spełniliśmy patriotyczny obowiązek w postaci (2) wizyty w Muzeum Chopina.
Ad. 1. gdyby nie te wszystkie ochy-i-achy, które wywindowały mój poziom oczekiwań znacznie ponad przeciętność, pewnie przyłączyłabym się do grupy zachwyconych. generalnie to, co piszą, to prawda: ascetyczny - a jednocześnie bogaty w symbolikę, metaforyczny - ale ściśle związany z obecnymi topowymi tematami (terroryzm, zderzenie kultur i religii etc.), oszczędny - lecz z poruszającą muzyką Pawła Mykietyna i pięknymi ujęciami (tak, tak - śnieżna dolina z krwawym zachodem słońca i biegnący uciekinier, to musi robić wrażenie). z pytaniami o 'próbę człowieczeństwa'. powinien poruszać, krytyków porusza. mnie nie, i nie wiem czemu.


***
Ad. 2. a dzisiaj Muzeum Chopina,i jedno wam powiem - jeśli jeszcze nie byliście: idźcie. bardzo profesjonalnie pomyślane i zrealizowane (mogę się jedynie przyczepić do sposobu audio-prezentacji: za dużo muzyki i tekstów na raz, przy zbyt małym odseparowaniu dźwięków, tworzących - wraz z kwiczeniem dzieci, dyscyplinującymi syknięciami rodziców oraz froterkami, lekką kakofonię), z udanymi stanowiskami do słuchania fantastycznych interpretacji finalistów konkursów chopinowskich. w każdym razie ja zamierzam tam wrócić. będę siedzieć i słuchać nokturnów, a co.
***
jejku jej, jak ja lubię to miasto.

piątek, 14 stycznia 2011

cheers!

aaa!, odkrycie dnia (poza pomysłem na misia, który jest poza konkurencją): dla wszystkich wściekłych-bo-tak ->KLIK! (niestety nie można umieścić na blogu)
courtesy of Masia. dobra wprawka przed Czarnym Łabędziem.
***
a teraz po 10 dniach detoxu napiję się różowego wina, mentalnie zapalę szluga i oddam się kontemplacji, m.in. w kwestiach broni podręcznej. mało jest niestety rodzajów broni, które mieszczą się pod płaszczem osoby mierzącej <1,60m (phi, po wrzuceniu w googla hasła 'co mierzy 1,60m' wyszło, że Fortepian H.W. Meyer). jedną z nich jest szpila do wbijania w specjalne miejsce w głowie (vide 1Q84), ale znając mój talent do posługiwania się igłami/szpilkami mogłabym sobie zrobić jaką krzywdę. kombinuję dalej. wasze zdrowie!

wtorek, 11 stycznia 2011

chora

bardzo ciężko jest być niemową
***
korzystając z wolnych chwil (tych spomiędzy epizodów narkolepsji, wywołanych najpierw gorączką, a później pogorączkowym wymęczeniem) przeczytałam 1Q84 Murakamiego, z ogólnym wrażeniem pozytywnym. oczywiście można mieć zastrzeżenia: wątki się powtarzają, zamiłowanie do trzody jest cokolwiek niepokojące, a samotnictwo głównych bohaterów bywa nużące (chociaż to akurat może być jedna z różnic kulturowych, a kultura Japonii jest - przynajmniej dla mnie - tyle fascynująca, co niezrozumiała). ale dobrze się to czyta i chętnie zabiorę się za dwa pozostałe tomy (choć z drugiej strony nie umieram z ciekawości ciągu dalszego, mimo że wątki przypominają wytarmoszony przez kota kłębek). a - w książce nie było kotów. jest to dziwne.
***
melancholijnie mi i boli mnie cały układ oddechowy, choć brzmi to dla mnie samej nieprawdopodobnie. a nie, nos mnie nie boli. odpukać.

sobota, 8 stycznia 2011

39,6 zdezorientowana

a najbardziej irytują mnie ci ludzie, którzy przychodzą, siadają tu, albo stoją w kuchni, albo na tarasie, rozmawiam z nimi lub mówię, że już nigdy nie i żeby natychmiast ich tu nie było, znikają, ja otwieram oczy i nie wiem, co z tego się wydarzyło, a co nie, a co nie ma prawa się wydarzyć, uroki gorączki, utrata kontaktu

czwartek, 6 stycznia 2011

zarażona Amandą Palmer

zarażona Amandą Palmer (courtesy of eM, like music eMitter), słucham
w tle zmywarka, po raz pierwszy uruchomiona TU
Tick Tick Tick Tick Tick
ciekawe, co z tego wyjdzie
Tick Tick Tick Tick Tick Tick Tick Tick Tick…
Boom.


klik-klik.boom.

niedziela, 2 stycznia 2011

happy birthday

z okazji trzecich urodzin bloga wszystkiego najlepszego dla wszystkich niemądrych króliczków we wszechświecie

tańcz ze mną


Won't you dance with me, in my world of fantasy?
***
karnawał czas zacząć