niedziela, 3 października 2010

iluminacja (albo coś w tym stylu)

...suddenly there came a tapping,
as of some one gently rapping, rapping at my chamber door.
"'Tis some visitor," I muttered, "tapping at my chamber door-
Only this, and nothing more."


o nie, żadnych chrobotów w mojej głowie, żadnych skrobiących "a jakby", bez takich proszę mi tu, madame kam. jasność, nie zagmatwanie. sernik i zupa pho, zamiast diet budyniowo - silkcutowych. wybory są proste.

***
muszę jednakowoż przyznać, że osiągniecie stanu "natychmiast muszę się położyć" po jedynych pięciu kieliszkach wina nieco mnie zaskoczyło (odrzucam hipotezę, że to kolejne stadium uzależnienia na rzecz hipotezy, że nie powinnam palić nawet pół szluga); zaskoczeniem numer dwa było obudzenie się z jedynie lekkim bólem głowy, który przeszedł po zjedzeniu twarożku z miodem. hm.

***
a na dobranoc „króliczy potwór” (toki to po koreańsku królik, jakby co)

Brak komentarzy: