niedziela, 12 lipca 2009

silly rabbit i znajomi nieznajomi

Podobno jesteśmy ludźmi, którzy nas otaczają (mądrości życiowe cioci Jadzi karma). Z drugiej strony druga strona jest też nami, przynależność grupowa buduje tożsamość grupową i jesteśmy my, podobni (ale jednocześnie jakże zindywidualizowani!), i obcy oni, a to już Henri Tajfel, a nie ciocia Jadzia (i dwa lata mojego seminarium magisterskiego). A co z onymi nieznajomymi, którzy nie tworzą grupy, tylko po prostu sobie są? Takimi jak pan w garniturze z plecakiem, którego mijam codziennie idąc przez park. Jego cechą szczególną (poza irracjonalnym plecaczkiem, ale to rzecz gustu), jest fakt ciągłego mówienia do siebie – i to nie, że mamrocze pod nosem, on się nawet ze sobą kłóci. Podejrzewam go o pracę w banku na m. który ma siedzibę obok mojego domu, i przewiduję nieszczęście w stylu fightclub; przy najbliższej okazji zapytam go o godzinę i sprawdzę, czy nie pali sobie dłoni ługiem… albo takich jak czerwona królowa, kobieta lat ok. 45 (choć może tylko tak zniszczona tzw. życiem), która nosi się na czerwono w bardzo króciutkiej sukience i czapce z daszkiem, ma czerwone policzki klowna, a w torbie grzebień, którym czesze cienkie, przetłuszczone włosy. Jest tak straszna, że aż fascynująca. Początkowo przypisałam ja do metra, ale ostatnio natknęłam się na nią na Ochocie. Albo takimi jak człowiek karmiący trzy czarne koty. Na ile myśląc o nich wplatamy ich w swoją tożsamość – nie wiem, nie planuję paradować w czerwieni, ale myślę sobie, że oni tworzą to miasto, jesteśmy więc komórkami jednego organizmu, nami nie onymi. I ty, i kelnerka w kulturalnej, i blondynka znająca łowiącego jelenie, który zna Georga (znasz Georga, prawda?) i karma boiz i other girls, i babcia też. I jeszcze się nie zdecydowałam, czy to bardziej budujące czy przerażające. I naprawdę nie wiem, dlaczego obudziłam się z tą myślą w niedzielę rano :/

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

owa Indianka przychodzi czasami do nas (DSH) na spotkania i chyba ma białe pepegi:)