poniedziałek, 27 lipca 2009

z pamiętnika młodej ogrodniczki

niebywałe, dogaduję się z roślinkami! dotychczas byłam w stanie zabić każdy przejaw flory jaki znalazł się w moim otoczeniu (z wyjątkiem trzech roślinek, które przyzwyczaiłam do nie podlewania metodą eksperymentalną) (ochotników było więcej, znacznie więcej niż 3 sztuki). natomiast miesiąc temu koleżanka zostawiła mi, idąc na urlop, pod opieką trzy storczyki (co nie świadczy o jej odwadze, a jedynie o niewiedzy nt. mojej kryminalnej przeszłości). storczyki nie dość że przeżyły, przyzwyczaiwszy się do pobierania płynów w postaci roztworu magnezu, herbaty (zielonej, czarnej ze słodzikiem tudzież owocowej), rumianku, multiwitaminy i nałęczowianki (komu by się chciało specjalnie chodzić do kuchni po wodę, skoro jakiś inny płyn jest pod ręką...) (ok, nie podlałam ich colą, fakt), to jeszcze je okwieciło i w ogóle są śliczne i pewnie fikałyby nogami z radości, gdyby je miały. rozrasta się również roślinność w moim ogródku, co akurat nie jest powodem do radości (ogród jest niczym odcisk palca, niczym dłoń z której można odczytać psychogram jej właściciela (...) poproś człowieka, żeby pokazał ci swój ogród, a dużo więcej się o nim dowiesz by Dubravka Ugrešić, przerażająca myśl...); dzikie wino chyba niedługo zaatakuje mi mieszkanie, pokrzywy są dwumetrowe (serio) a krzaczory (podobno ozdobne, moim zdaniem głównie kłujące) rozpoczęły inwazję na sąsiedni ogródek i trawnik (na pohybel wspólnocie). oto nowa ja, bogini płodności! może zaszaleję i posadzę dalie? albo pomidory?

Brak komentarzy: