sobota, 30 stycznia 2010

trzy razy dziewięć

popadłszy radośnie w fazę maniakalną mojej cyklotymii (bez kokieterii, zaczynam podejrzewać się o słuszność tej autodiagnozy), czerpię radości z rzeczy różnych. i tych przyjemnych, i tych pożytecznych. w ramach przyjemnych obejrzałam Nine, pomimo średnich recenzji i pewnej dozy nieufności, co do musicali (to jest tak: mam wrażenie, że nie przepadam za musicalami, choć wszystkie które widziałam mi się podobały; teoretycznie więc, popełniając błąd konfirmacji, powinnam do musicali podchodzić co najmniej entuzjastycznie. ale tak nie jest. Why, why?). Nine lubię i polecam. razy trzy.

dziewięć po raz pierwszy: http://www.youtube.com/watch?v=y_5_lzags3I
(umieszczanie na stronach wyłączone, niestety)

dziewięć po raz drugi:

dziewięć po raz trzeci:

a żeby sie lubiło i polecało, warto przyjąć trzy założenia bazowe:
1. to jest Nine, nie Osiem i pół. bez zbędnych benchmarków zatem.
2. teksty piosenek nie muszą porażać głębią. to musical, a nie kino pytań egzystencjalnych. niemniej warto posłuchać tekstów w oryginale, ponieważ tłumaczenie im - oględnie mówiąc - nie służy.
3. detale i szczegóły (gdzie diabeł tkwi, podobno): perełki z tekstów Judi Dench i Nicole Kidman (szczególnie tym śpiewanym w ciemnej uliczce Rzymu), łzy Penelope Cruz i Marion Cotillard i włoski akcent Daniela Day-Lewisa. Brilliant. marvelous.

2 komentarze:

Dawid Skoblewski @vel Dekard aep Vidhell pisze...

dla mnie nie tańczyła, może jeszcze zatańczy:)


w pewnym momencie przychodzi myśl, iż nie będzie się miało ferrari, trawiło trufli obok białych podwiązek

silly rabbit... pisze...

etam, be italian ;)