sobota, 9 stycznia 2010

w rozjazdach

wstałam o 5.00, aby przedrzeć się przez zaspę zaczynającą się pod moim domem i zalegającą do Wołoskiej (albo i dalej), aby o 6.00 wypić kawę z mlekiem sojowym w c/h na centralnym. i kawa i mleko sojowe są of kors zabronione na diecie (errata nr 3 do diety: dietę stosuje się w godzinach dziennych, 7.00-23.00; errata nr 4: ponieważ soi jest bliżej do warzywa niż do nabiału, mleko sojowe jest odpowiednikiem soku warzywnego; hm, mogłabym tworzyć unijne dyrektywy rolne) (haha, w związku z erratą nr 3 dziś o północy zeżrę sernik), a to wszystko aby zdążyć na pociąg do pięknego miasta Łódź, aby utknąć w Koluszkach na dobrą godzinę (z powodu zepsucia sie rozjazdu, wtf is rozjazd?), aby - spóźniona - wpaść na zajęcia i dowiedzieć sie, że jakiejś babie się pomyliły dni i że bardzo bardzo mnie przeprasza (a dodatkowo przeprasza za to,że myślała, że jestem studentką, bo pani tak młodziutko wygląda, wrrrr), ale czy nie mogłabym zacząć swojego wykładu o 11.00? no i mogłam, nieasertywna sierota, i teraz siedzę w pokoiku profesorskim i patrzę jak mnie zasypuje w tej Łodzi, na amen.
***
ale pan taksówkarz powiedział, że jakby był młodszy to by mnie zaniósł. to było zaraz po tym jak wyrzucił z taksy dwóch ekhm...Afropolaków (w sensie: murzynów; po prawdzie jednak miał rację, bo wepchali się bez kolejki; nie to żebym ja była pierwsza w kolejce... ale się nie pchałam, a jedynie trzepotałam rzęsami celem odgarnięcia śniegu z oczu). jak tak dalej bedzie sypać to będę musiała zorganizować sobie młodego taksówkarza, co by zdążyć na fabryczną na pociąg powrotny. albo znaleźć narty.
***
hmm. rozejrzę się po budynku.

Brak komentarzy: