poniedziałek, 14 kwietnia 2008

silly rabbit i demakijaż idealny

Jeśli myślałaś, że w demakijażu wszystko już było, to się myliłaś, powiedziała konsultantka. Była elegancką kobietą, o delikatnej, jakby porcelanowej cerze. W jej twarzy wszystko było idealne. Łuki brwi o kolorze kasztanów. Oczy w kształcie migdałów, doskonale rozstawione, policzki lekko zaróżowione, wykrój ust. Kobieta o takiej twarzy sprzedałaby każdy kosmetyk, za każdą cenę. Demakijaż to podstawa, przekonywała. Przenigdy nie zasypiaj umalowana kosmetykami na dzień. Jeśli planujesz dzielić łóżko z kochankiem, szepnęła porozumiewawczo, powiedz, to zaopatrzę cię w specjalny zestaw kosmetyczny. Do demakijażu natomiast, polecam ci płyn micelarny z ekstraktem z szarotki, serca nietoperza i kiełków mandragory. Aktywną formułę zapewniają zawarte w nim krople krwi embrionalnej oraz małpie mleko. Pod wpływem ciepłej wody płyn zmieni konsystencję, z żelu zmieniając się w olejek, a później w mleczko. Wyjęła szklany flakonik, z etykietą o nazwie, której nie znałam. Wylała odrobinę na palec, substancja przypominała truskawkową galaretkę. Pod wpływem ciepła kolor również się zmieni, uprzedziła moje pytanie. Rzeczywiście, galaretka roztarta palcami, zmieniła się najpierw w płynne złoto, a później przybrała konsystencję zwykłego mleczka do demakijażu. Pamiętaj, żeby traktować demakijaż jak wieczorny rytuał, mówiła. W przypadku produktu, który ci polecam, ważne jest zachowanie dodatkowych zasad. Potraktuj je jak przykazania. Po pierwsze, liczy się jakość, nie ilość. To oczywiście banał, ale polecany przeze mnie produkt, choć dość drogi, będziesz używać przez przynajmniej kwartał. Do demakijażu naprawdę wystarczą trzy kropelki. Nigdy nie bierz więcej, nie ma takiej potrzeby. Nie ma również potrzeby zbyt silnego tarcia skóry twarzy. Niech demakijaż stanie się przyjemnością, odprężeniem po całym dniu, mówiła jak natchniona. Wystarczy lekki masaż dłońmi, aby rozpuścić nagromadzone w ciągu dnia zanieczyszczenia. Zataczając maleńkie kółeczka, usuń z ust szminkę. Policzki zmyj od skrzydełek nosa ku skroniom, brodę i szyję - kolistymi ruchami, czoło - pionowymi, w kierunku do nasady włosów. Łagodnie, bez pośpiechu. Równie powoli zmywaj oczy. Płatek kosmetyczny nasączony płynem przyłóż do oka na kilka sekund, po czym delikatnie zmyj tusz i cienie, przesuwając płatek od zewnętrznego do wewnętrznego kącika oka. Powtórz to kilka razy. I najważniejsze – starannie zmyj kosmetyk. Najlepiej spłucz twarz świeżą wodą oligoceńską. I choć żal mi było nietoperzy i embrionów, czerwony flakonik znalazł się w mojej łazience. Przyznam, że namówiła mnie również na zestaw do nocnego makijażu – kredkę do oczu, konturówkę, tusz, mówiąc że stanowią nieodłączny zestaw z flakonikiem. Wylałam trochę żelu na płatek i przetarłam policzek. Wrażenie było niesamowite. Jakby nagle, jakimś magicznym sposobem zniknęło całe zmęczenie, nie tylko z wczorajszego dnia, ale z całej zimy. Skóra stała się delikatna, w cudowny sposób chłonęła tlen z powietrza, niemalże czułam jak każda komórka mojej twarzy oddycha! Przetarłam powieki i poczułam, jak rozjaśniają mi się myśli i wyostrza wzrok. Musnęłam płatkiem usta, i – to naprawdę niesamowite! – poczułam się jakby ktoś czule mnie pocałował. Nie mogłam się oprzeć, żeby jeszcze raz poczuć tę lekkość. Z zamkniętymi oczami masowałam twarz płynem z czerwonego flakonika, nie wiem jak długo. To było jak sen. Pod moimi przymkniętymi powiekami przesuwały się łagodne obrazy. Szumiały drzewa, po niebie płynęły obłoki, wietrzyk strącał płatki z kwitnących drzew. Po jakimś czasie skóra stała się napięta i trochę nazbyt wrażliwa. Zużyte płatki były niespotykanie brudne. I wtedy spojrzałam w lustro. Moja cera była jakby z porcelany. Piękna. Tylko że gdzieś zniknęły usta. Tylko że starłam brwi, starłam rzęsy, starłam nawet kształt oczu. Zdemakijażowałam moją twarz do cna. Stała się maską, odlaną z gipsu i jeszcze nie ozdobioną. Patrzyły na mnie moje oczy, dziwnie niebieskie, jarzące się w porcelanowych oczodołach. Zestaw do makijażu na noc, tak, rzeczywiście stanowi nieodłączny komplet z flakonikiem. Namalowałam łuki brwi o kolorze kasztanów. Narysowałam owal oczu w kształcie migdałów, doskonale rozstawionych. Policzki lekko zaróżowione. Idealny wykrój ust.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

brbrrr, Króliku...
chociaż muszę przyznać, że znam kogoś, kto zwykle rano mówi: "muszę namalować sobie twarz".

Anonimowy pisze...

Ja tam się nie wzdrygam, tylko wspominam jak opowiadałaś mi takie historyjki w podstawówce ;)

silly rabbit... pisze...

-> grzywka
zostało mi do dziś :-)

-> pani minister
i co - codzień ma inną?

Anonimowy pisze...

nie, podobną. chyba że jest jakaś specjalna okazja...