sobota, 15 marca 2008

silly rabbit i orka na ugorze

Bycie zadbaną kobietą to prawdziwa orka na ugorze. Nie mówię nawet o sumach, jakie wydaję na kosmetyki i kosmetyczki (w sensie: te paniusie, które po odprawieniu nad moją buźką czarów-marów oznajmiają mi, że jakkolwiek na twarzy moja skóra jest JESZCZE dobra, to moje westchnienie ulgi zamieniają na westchnienie grozy, dodając, że niestety o dekolt powinnam ZDECYDOWANIE bardziej zadbać). Wiem z lektury pism poważnych, że powinnam podjąć radykalne działania, gdyż botoks jest najskuteczniejszy gdy zastosuje się go po raz pierwszy ok. 25 r.ż. Przegapiłam szansę, teraz powinnam mentalnie szykować się na lifting i złote nici.
Ponieważ dziś już raczej nie zdążę, podjęłam więc działania celem doraźnego opanowania sytuacji. Peeling na twarz, odżywka na włosy i do gorącej wanny z ogłupiającymi olejkami eterycznymi (lawenda na uspokojenie migotania zastawek, po stwierdzeniu że twarz mi się sypie i starzeję się w tempie dostrzegalnym gołym okiem). Po pięciu minutach – peeling zmywamy, nakładamy maseczkę (ewentualnie – farbujemy włosy). Mija kwadrans. Depilujemy co się da i starając się nie wrzeszczeć, stajemy pod lodowatym prysznicem (podobno pomaga na celulitis, whatever it is). Teraz należy się zabalsamować: kremik A (z kofeiną – tak, też mnie to niepomiernie dziwi) na uda i pośladki, do czego dodajemy masaż (minimum 5 min) , kremik B na stopy (z alg czy coś), kremik C na resztę zwłok (ujędrniający & nawilżający), kremik D na buźkę i dekolt (najnowsza generacja, normalnie skalpel w kremie). Łącznie: 15 min. Teraz przechodzimy do operacji paznokcie: usuwanie skórek, polerowanie, skracanie, malowanie x 20 paluszków. Łącznie: pół godziny. W międzyczasie Plotka zrzuca lakier z krawędzi umywalki, sprzątamy czerwoną plamę z podłogi i ogona kota. Łącznie: 20 min. Następnie robimy sobie (w)brew (pęsetką, auć! zdecydowanie wolę, jak robi to sadystyczna kosmetyczka). Po ponadpółtorej godziny jestem tak zmęczona, że mam ochotę na leżenie, a nie tańczenie. Ale nic to, Baśka. Malowanie (podkład, puder, kredka, cienie, szminka i konturówka + róż, młody chemik wymięka), ubieranie (próbuję zlokalizować cienkie rajstopy, odkrywam, że wcześniej zlokalizowała je Plotka…bielizna nie jest od kompletu, ale co mi tam, sukienkę trzeba uprasować, odkrywam plamę, zmieniam sukienkę – ta nie pasuje do butów, w rozpaczy zakładam dżinsy – stwierdzam że wyglądam niekobieco, zdejmuję dżinsy, szukam spódnicy, potem pasującej bluzki, wykończona nalewam sobie wino, wylewam na bluzkę, szukam następnej, gdy wszystko jest pod kontrolą, okazuje się, że kolczyki zaplątały się w łańcuszek, omatko!) i już po trzech godzinach odpływam na imprezę. Na której wypiję za dużo drinków i wypalę za dużo szlugów. I cały efekt odmładzania diabli wezmą.

8 komentarzy:

Joanna B. pisze...

trochę się różnimy, ale jednak wszystkie kobiety są podobne ;-)
ja oszczędzam na kosmetykach, zwłaszcza kolorowych, i nie chodzę do kosmetyczki (obca baba ma mi dotykać twarzy, oglądać wągry, komentować skórę? fu!). natomiast potrafię wpaść w panikę, kiedy całe moje ubranie nie jest odpowiednio dobrane, nawet jeśli tego nie widać. nie mogę mieć jasnego stanika pod jasną bluzką, bo to się nie zgadza ;-) cierpię, kiedy muszę połączyć brąz z czernią albo granat z czernią, bo moim zdaniem to świętokradztwo. nawet jeśli chodzi o majtki. niebieskie dżinsy nie pasują do czarnego płaszcza. czarnych sztruksów nie założę do brązowego. wyjątkiem są buty, których mam za mało i muszę je łączyć wbrew swej kolorystycznej woli, hehe.
a większość czynności (częściowa depilacja, szampon, odżywka, antycelulit, masaż, body lotion, regulacja brwi, tonik, krem do twarzy i inne) wykonuję codziennie rano. myślę, że należy nas za to podziwiać!

Anonimowy pisze...

Asiu, jesteś moim idolem.
Ja wspięłam się na wyżyny dbania o siebie i kupiłam tonik oraz co tydzień maluję paznokcie (sama). Cellulit ignoruję, bo widać go tylko z tyłu, niech się martwią ci co widzą. U kosmetyczki byłam raz, to trauma. Już czas iść znowu (2 lata stukną w maju) ale jakoś mi szkoda pieniążków.
PS. Króliku, mogę tu zostać na troszkę? Też nienawidzę autora wniosku o dofinansowanie, głównie za limit 18 tys. znaków. Mam nadzieję, że to wystarczy za list motywacyjny..? ;)

Joanna B. pisze...

* poprawiam się, chodziło o jasny stanik pod CIEMNĄ bluzkę :-)

a tak przy okazji, świadkowo, chcesz, żeby ktoś nas malował na ślub? jestem niezdecydowana, czy chcę się oddawać w cudze ręce...

Anonimowy pisze...

a ja co parę dni myję twarz takim czymś, co ma Asia do tego celu. raz na jakiś czas robię sobie maseczkę (jak Asia powie, żebym sobie zrobił). robimy sobie też czasem peeling.
aha, jeszcze się golę czasem. :-)

masakra pisze...

eeeeeeeeetam, o ile dobrze pamiętam jesteś master&commander jeśłi chodzi o czas potrzebny do zrobienia się na bóstwo ;)

silly rabbit... pisze...

-> asia
no tak, co rano i wieczór odprawiam te wszystkie cuda w wersji short.

-> sharon
ależ zapraszam :-)
btw - 18 tys znaków jest irytujące, choć uczy pewnej precyzji (co prawda w stylu: proszę streścić teorię względności w trzech zdaniach), ale te odhaczacze w harmonogramie zaiste wyprowadzają mnie z równowagi (om...)

-> pc
polecam maseczkę czekoladową :-)

-> przyszła panno młoda
znam dziewczynę, która fajnie maluje. zrobimy sobie próbę przed, co byśmy nie wyszły jak te pisanki (nastrój świąteczny mi się udzielił)

silly rabbit... pisze...

-> masakra
Kama (czyli Pożądanie) lub Kāmadeva (w sanskrycie: कामदेव) bóstwo miłości w hinduizmie, ha!

Joanna B. pisze...

możemy spróbować dać się umalować.
trochę mnie przeraża wizja smarowania mnie kosmetykami, które były używane przez tabuny innych klientek... może można podsunąć własne? :-)

będę dzielna, będę dzielna.