poniedziałek, 21 stycznia 2008

blue monday

Dr Cliff Arnali (wtf?!), jako autor algorytmu pozwalającego wyliczyć datę najgorszego dnia w roku odkrył, że to właśnie dziś. 21 stycznia 2008 (poinformowało mnie dziś o tym jedynie 10 osób + GW)
Przepis dr Arnali na najchujowszy dzień zawiera:
1. płynną masę czynników meteorologicznych (deszcz, znaczy się)
2. ingrediencje psychologiczne: brak motywacji (dzisiaj: poniżej zera absolutnego) & porażka postanowień noworocznych (buahahaha)
3. sos ekonomiczny - w dowolnej kolejności mieszania: sales, saldi, wyprzedaże., no i jak powszechnie wiadomo jedyne, co pod koniec stycznia pozostaje po Bożym Narodzeniu i Nowym Roku, to zadłużenie na karcie kredytowej i przygnębiająca świadomość, że najbliższe święta są odległe o całe miesiące; jednakowoż z optymistycznego punktu widzenia okres ów sprzyja diecie ;-)
Jak zauważa bliżej mi nieznana czytelniczka GW imieniem Katarzyna: "styczeń to jakieś apogeum stresu (...) czuję, jak się lokuje w moim kręgosłupie (omatko!) (...) rano mam ochotę zostać w łóżku i nigdzie nie wychodzić (coś takiego!)(...) na szczęście nie mam faceta, bo inaczej musiałby mnie zamknąć w klatce (no proszę, i ja jestem szczęściarą na wolności!) (...) dziś rano trzepnęłam lusterkiem o ścianę formatu a4 (siedem lat nieszczęścia)(...) najchętniej tłukłabym codziennie, ale za bardzo nie mam co (bo nie ma faceta?).
A poniedziałek to dzień samobójców. Nawet jakbym chciała, to z okna nie skoczę (parter), gazem się nie otruję (kuchenka elektryczna), żył sobie nie podetnę (jedyna żyletka w domu jest w golarce...), prochów nie nałykam (pełna tolerancja na paracetamol po szeleństwach wieku nastoletniego, a z innych proszków to mam tylko rutinoscorbin), poza tym jutro jadę do Zamościa i musze wstać rano.
I jest jeden maleńki powód do radości: mierzy 62cm, waży 3,760kg i kosztował moją friendkę 14 godzin walki (battle without honor and humanity...). Dziś właśnie urodził się Mikołaj. Hurraa!!!

3 komentarze:

just. pisze...

taaak, to dzień urodzin mojego Wielkiego Zaprzeszłego Miłościa... który nawet nie raczył odebrać telefonu z życzeniami.
fuckin' blue monday.

T. pisze...

"dziś rano trzepnęłam lusterkiem o ścianę formatu a4" - ta pani jest zdołowana, bo mieszka w domku dla lalek. w innych domach ściany formatu a4 nie występują.

a co do dołującego dnia, to nie trafiło mnie to jakoś. nie było świetnie, ale jakoś wyjątkowo źle też nie. no ale przeczytałem dziś, że akurat wczoraj giełdy dały się konkretnie zdołować, co może zdołować kolejne osoby...

co do trucia się gazem - nawet gdybyś miała kuchenkę gazową, nie otrułabyś się. gazem z kuchenek truto się w czasach Sylvii Plath i Anki Broniewskiej. stosowano wówczas toksyczny gaz miejski. wiele lat temu zrezygnowano z niego i zaczęto zasilać kuchenki gazem ziemnym, który jest zupełnie nieszkodliwy, acz wybuchowy.

uff, ależ się rozpisałem...
do Zamościa???

just. pisze...

a właśnie, stłukło mi się wczoraj lusterko.