niedziela, 2 maja 2010

tramwajem

W Tramwaju Warlikowskiego jedzie Isabelle Huppert, a reszta jedzie na doczepkę (lubię i cenię Andrzeja Chyrę i nie odmawiam jego kreacji Kowalskiego wiarygodności, ale nawet jak Kowalski gwałci Blanche, Huppert dominuje nad Chyrą; tylko czy tak miało być? wątpię). Huppert gra po bandzie, zgoda - "wspina się na szczyty swoich umiejętności”. Jej Blanche jest jak Pianistka; tylko czy tak miało być…?
O Isabelle był artykuł (jako bliski zastępnik nieudanego wywiadu) w WO z 10 kwietnia, z dużą porcją cytatów z francuskiej prasy; z recenzji Tramwaju: „aktorka wirtuozka zdaje się ciągle mówić do nas – patrzcie, co potrafię!” oraz z wcześniejszych wywiadów: „mój stosunek do życia jest raczej nieprzejednany. Dobre uczucia to nie moja specjalność”. Ciekawe. Nieprzejednana Izabelle zasiadła za pulpitem motorniczego tramwaju i metodycznie rozjechała plączących się po torach pasażerów. I może dlatego "Wychodząc z teatru, zadajemy sobie pytanie: czemu służy ten próżny popis stylistyczny?”

Co nie zmienia faktu, że Tramwaj jest wydarzeniem (i nie tylko celebryckim wydarzeniem per se, ale wydarzeniem inspirującym, skłaniającym do myślenia i przeżywania) i cieszę się, że udało mi się w nim uczestniczyć (dodam, że bilet zwany pożądaniem trafił w me ręce cudem chyba). Z detali dodam, że w sprawie nadmiaru multimediów, przy jednoczesnym ogarnianiu tłumaczenia z francuskiego – jestem na nie; w sprawie nawiązań do Platona takoż. Natomiast pozostaję pod wrażeniem pieśni o Tankredzie i Kloryndzie – co do formy, treści i koncepcji interpretacyjnej relacji Blanche i Stanley’a. Oraz torebki Chanel (just joking…).

Brak komentarzy: