niedziela, 30 maja 2010

silly rabbit i recepta na bajeczny weekend

podejście psychologizująco - teoretyzujące do zagadnienia recepty owej upatruje w zachowaniu doskonałej wprost harmonii między:
1. aktywnym wypczynkiem (step&strech + tańce w NWS)
2. zadbaniem o dobrostan ciała (z malowaniem paznokci u stóp oraz śniadaniem złożonym z muffina i cappucino w Hiltonie włącznie, choć nie symultanicznie)
3. zadbaniem o dobrostan ducha (Wiarołomni w TR, polecam)
4. dreszczykiem emocji (pierwszy raz na motorze, juhuuu!)
5. elementem romantycznym (z grzankami jedzonymi w kuchni o 2.30 w nocy w ramach antraktu)
6. dobrym czasem z naaaajlepszymi friendkami ever,
7. nie przejmowaniem się rzeczami małymi (do których zaliczam wylane z butów i wyrzęte z płaszcza i włosów pół litra deszczówki, co spowodowane zostało nieumiejętnością złożenia parasolki zaadoptowanej w TR, z przyczym zaginięcia mojej własnej, co jest z pewnością karą za parasolowe grzechy),
a wszystko to w proporcjach adekwatnych do sytuacji intra i interpersonalnej.
***
natomiast podejście pragmatyczne podopowiada, że proporcje w dużej mierze sprowadzają się do wzoru: 1 lampka białego wina na 1/2 cuba libre dawkowane srednio 1x1,5 godziny. whatever. nie ważne jak, ważne że dziala.

Brak komentarzy: