piątek, 5 listopada 2010

silly rabbit vs. infekcje i inne niedogodności

zaczęło się od uczulenia soniego na vistę, powodującego wyłączenie wszystkich funkcji życiowych; niezbędna okazała się interwencja informatyczna (jak widać na załączonym obrazku - zadziałała. a teraz choruję ja, leżymy sobie w łóżku - ja i mój rota wirus, nie wiadomo gdzie nabyty, w każdym razie właścicielowi z miłą chęcią oddam. nim jednak zaniemogłam udało mi się dotrzeć na koncert Trickiego w Palladium, przy czym koncert to słowo na wyrost: naćpany T. śpiewał z playbecku, albo podejmował próby samodzielnego zawycia, co było jeszcze gorsze. dwa razy przewrócił się na scenie, wyszedł na kreskę lub dwie (dobrzy ludzie przynieśli z powrotem) i usilnie szukał czegoś pod perkusją. ale sobie chłopak potańczył. w każdym razie cieszę się, że mu tej imprezki nie sponsorowałam.

Brak komentarzy: