niedziela, 7 listopada 2010

ktoś jadł z mojej miseczki

ktoś spał w moim łóżeczku, czyli o projekcie Jessicki Sue Layton, o którym pisze Paulina Reiter w ostatnim numerze WO. JSL to artystka - złodziejka; jej projekt polegał na mieszkaniu w cudzych domach (którymi opiekowała się pod nieobecność właścicieli) i: 1/ wprowadzaniu drobnych zmian (np. zaszczepienia do sterylnego kolorystycznie mieszkania kolorów w postaci czerwonej pościeli lub pomalowanego na różowo wnętrza szafki; ten pomysł zresztą najbardziej mnie urzekł, biorąc pod uwagę umiłowanie co poniektórych osobników do wszechogarniającej bieli) lub mikrozłośliwości (np. inny model sztućców) 2/ wyprowadzaniu drobnych przedmiotów, sprzedawanych na straganiku na Brick Lane w Londynie 3/ uprowadzaniu (czasowym) osobowości zleceniodawców; JSL ubrana w ich rzeczy i ucharakteryzowana zgodnie z wizerunkiem zewnętrznym i wewnętrznym właścicielki/właściciela wynajmowała fotografów dla zrobienia jej zdjęć w domach. Trafność sposobu wtopienia się w przestrzeń mieszkania (i zaufanie zwierzaków, którymi JSL się opiekowała) była na tyle duża, że żaden z fotografów nie zorientował się w sytuacji. jestem pod wrażeniem.
***
a ciekawe jest to, że większość osób nie zorientowała się przez kilka miesięcy, że w ich domach czegoś brakuje; co świadczy na korzyść koncepcji cyklicznego pozbywania się "anużusiów". zastanawiające jest - to z drugiej strony - na ile to co mamy kreuje nas samych. mieć kształtuje być, tylko do jakiego stopnia? mieć bardziej nie warunkuje być bardziej. czy jednak wyzbycie WSZYSTKIEGO (tak, tak, tych małych rzeczy, o które zabiegamy, od butów i świecących gadżetów po muzyczne empetrójki i najnowsze powieści) nie byłoby gwałtem na naszej tożsamości, byciem mniej znaczy się? filozofując - pewnie dopiero owej tożsamości odnalezieniem, staniem się WSZYSTKIM (i takie tam). z punktu widzenia niefilozoficznego dnia codziennego, no cóż. w końcu po coś (z wyjątkiem ekhm... satysfakcji) idziemy jutro do pracy.
***
JSL wydała książkę "Zobacz, co zwinęłam z twojego domu". chętnie otrzymam od św. Mikołaja. w ramach dominacji mieć. ;)

2 komentarze:

Katta pisze...

Lubię Brick Lane w London City i lubię tam śledziowe bajgle, o. Ruszyłby człowiek tyłek dokądś, eh.

Kamila Jeżowska-Hułas pisze...

ja ruszam na śledzika do Sztokholmu. mogę ruszać dalej :)