niedziela, 21 listopada 2010

weekendowo

przyjemności weekendu - sushi na kolację, bazyliowe kanapki na śniadanie, indyk w rodzynkach na obiad. mniam mniam.
***
z przyjemności intelektualnych i społecznych zaplanowany był turniej scra w karmie, który się odbył, ale (wielkie wielgaśne ALE): amatorzy stanowili połowę składu, resztę zaś "zawodowcy", co nie byłoby problemem, gdyby nie fakt, że - jak się okazało - zawodowstwo polega na mechanicznym układaniu wyuczonych słów, których znaczenia się nie zna, co moim zdaniem przeczy idei tej gry, jest żenujące i niesmaczne; tym większy niesmak, że pseudoprofesjonaliści nie uznają słówek, których nie ma w słowniku scrablowym (o którego kiepskości może świadczyć fakt nieistnienia słowa glonojad); a już niesmakiem niesmaków jest pogarda, z jaką odnoszą się do współgraczy - amatorów. podsumowując - zawodowstwo w scra mi nie grozi, amatorstwo zaś planuje krzewić dalej, w czym dzisiejsi dzieli amatorscy współgracze (A&T) mam nadzieję, że mi pomogą.
***
scenka śniadaniowa:
F. (popijając herbatkę): popatrz, ktoś leży w naszym łóżku
K. (smarując kanapkę serkiem): a, to ten mrówkojad.
F. (znad kubka): który?
K. (znad kanapki): ten, co go kupiliśmy w zeszłym tygodniu.
F. acha.
kontynuacja śniadania. w tle sącząca się muzyka i promienie słoneczne.

Brak komentarzy: