poniedziałek, 26 stycznia 2009

silly rabbit i różne zwierzęta

z dniem dzisiejszym rozpoczął się nowy chiński rok, który mieliśmy zainaugurować w Saturatorze na imprezie temuż właśnie poswięconej. Tragiczne losy Madame Butterly tudzież komiczny tercet gongowo-trójkątowo-talerzowy wyssały z nas całą energię i koniec końców wieczór zakończyliśmy w Antrakcie, nad shirazem (wina z korzeniami nie zaryzykowalismy). Początkowo nastąpiła seria porzuceń: porzuciła nas para trochę bardzo w ciąży oraz oddalił się M ((ten M od eM), wraz z nieodłącznym samochodem, bardzo sportowym. Pozostawszy w zacnym towarzystwie Młodej (choć nie na standardy japońskie!) Kustoszki, małomównego K. (starszego niż wszyscy onegdaj myśleli) oraz Nieprzypadkowej eM, omówiliśmy zagadnienie hodowli zwierząt domowych (różnych), i już po trzech godzinach dyskusji, w roku brązowej krowy, udaliśmy się każdy w swoją stronę.
I tak to mamy rok „brązowej krowy” właśnie, której (pierwiastek żeński) nie należy mylić z bawołem (pierwiastek męski). Kolor brązowy wynika z przypisania (krowie) elementu żywiołu ziemi (brązowej). I ta ziemia wszystko psuje. Chińczycy (tacy z netu) twierdzą, że ziemia jest bardzo silnym elementem i aby ją ruszyć (ha! dajcie mi punkt podparcia!) potrzeba dużo siły i energii, co (niestety) oznacza (choć mnie ta logika nie przekonuje), że trzeba wykorzystywać każdą możliwość daną nam od losu, bo i tak nie będzie ich zbyt wiele (hmm). I jeszcze - że należy wytężyć swoją uwagę i przykładać się solidnie do swojej pracy (oj, fatal error). Dodatkowo może się okazać, że najwięcej korzyści przyniosą inwestycje w nieruchomości (hurra...). A humor można sobie poprawić klikając tu.

Brak komentarzy: