poniedziałek, 12 stycznia 2009

pomyślę o tym jutro

niedziela w Lublinie; po godzinnym zacięciu się w szpitalnej windzie, z moim tatą - specem od dźwigów (po naszemu: winda), co było doświadczeniem granicznym (t. do serwisanta: no to ma pan pecha, z dozoru jestem) (przedtem wydał zarządzenie ochronie w kwestii telefonu do serwisu, odnalezienia klucza, którego nazwy nie pomnę, włącznie z nawiązaniem do zwolnienia osób odpowiedzialnych za ów incydent, otworzył wewnętrzne drzwi i zapowiedział odblokowanie drzwi przeciwpożarowych przy pomocy poręczy, w krótkich żołnierskich słowach podsumował jakość wykonania naszego więzienia oraz opisał mi z detalami sposób działania blokady oraz co by się stało jakby wybuchł pożar) (zacięta z nami pani wyraźnie zbladła, choć uprzednio z wyraźnym zainteresowaniem podchwyciła temat otwierania drzwi przy pomocy poręczy) (na mnie to nie robi wrażenia; jak byłam mała graliśmy w "niebezpieczeństwo" - t. wymyślał różne dramatyczne sytuacje, a ja wymyślałam, co bym zrobiła) (to taki osobny wątek pragnienia posiadania córki, którą się wychowa na syna) (i dlatego lepiej mi idzie skręcanie szafek niż przyszywanie guzików... taka karma), w każdym razie po tym wszystkim, ruszyliślmy (dla pewności - schodami) na 7 piętro, gdzie nawiedziliśmy moją babcię; w ramach zmotywowania jej do zjedzenia kleiku oraz powrotu do zdrowia: a/ obiecałam jej, że zobaczy jeszcze moje dzieci b/ przypomniałam, że musi przeżyć pradziadka (zawsze z nim wygrywała w karty, więc aspekt rywalizacyjny pozostał), co suma sumarum podziałało.
b: no to masz chłopaka?
ja: yyyy... postaram się, kochanie.
b: daj ty spokój, to oni mają się starać!
oszołomiona trafnością spostrzeżenia, obiecałam zabrać wielbłądzi kożuszek i dorobić do niego rękawy (nie pytajcie); no i teraz muszę zorganizować a/ chłopaka, szt. 1, b/ dziecko, szt. min. 1, c/ wełniane rękawy do wielbłądziego kożuszka, szt. 2

hmm, pomyślę o tym jutro.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

na jakiego syna?! toż Ty zawsze Królewną byłaś! ;) dzielną Królewną - to fakt...

no i się uśmiałam tą historią z windą (pozdrowienia dla Taty Rabbita)

ps. Babcia miała 100% rację :)

silly rabbit... pisze...

fakt, jestem córusia tatusia, tylko wiesz - taka co ma jeździć na nartach i wiedzieć jak działa wyciąg ;-)

Anonimowy pisze...

ke? wielbłądzie rękawki?

mam wrażenie, jakby nasi t. byli kumplami. albo przed rokiem 19** coś takiego wisiało w powietrzu...

(aha, hasło brzmi brifings. też coś, o poranku?).