wtorek, 8 lipca 2008

S&C

Pewnego razu cztery kobiety sączyły drinki i rozmawiały o tym, o czym zwykle rozmawiają kobiety, kiedy nie rozmawiają o asymetrycznym kształcie wszechświata; o facetach. Temat był smutny: co kobieta potrafi zrobić dla mężczyzny, i nie chodziło nawet o makaron penne (z fetą, słonecznikiem i pomidorem, posypany prażonym słonecznikiem, skropiony oliwa i przybrany bazylią – świeżą i oregano – suszonym), chodziło o coś więcej. Pytacie, to wam powiem, MS wlała w siebie sotb i powiedziała i muszę przyznać, że historię MS zawsze uważałam za prawdziwie dramatyczną. Pomijając drobnostkę, jaką było uratowanie mu życia? Serio, akcja jak ze słonecznego patrolu (chociaż w kwestii moich podobieństw do Pameli A. gra w dziesięć różnic byłaby banalnie prosta – zaczynając od IQ, na rozmiarze stanika kończąc; ok., obie się farbujemy), on się topi, ja podejmuję działania zaradcze obliczone na szybki, synergiczny efekt oddychania usta- usta. Po takim wstępie jesteśmy razem. Chyba, gdyż nie padają deklaracje. Mądrzeje się z wiekiem, niestety. Mężczyźni postępują wg starej dobrej zasady: pomyślałeś – nie mów, powiedziałeś – nie pisz, napisałeś – nie podpisuj, podpisałeś – to teraz się martw, oczywiście nie dochodzą nawet do trzeciego stadium - i tu punkt dla nich. Jesteśmy razem, on jest sobą, bo to ważne żeby być sobą, a ja - idąc chronologicznie: operacja plastyczna ogona, zamienionego na zgrabne nóżki. Wyrzeczenie się swojego języka. Nauka tańca, choć nowe nóżki były średnio funkcyjne. Wyobraźcie sobie: każdy krok sprawia wam ból, a wy codziennie tańczycie. Tu patrzymy znacząco na dwie siostry. Dla jednego gościa jedna dała sobie obciąć palce, a druga piętę, a facet i tak wybrał pannę, co najlepiej sprzątałam, nie pyskowała i wracała do domu przed dwunastą (pomijając historyjki o taxi z dyni). No ale facet był fetyszystą jeśli chodzi o buty, więc jest czego żałować – wzdycha siostra nr 1, a druga wtóruje: która kobieta miałaby coś przeciwko codziennie nowym pantofelkom? MS (w słowotoku): a on traktował mnie jak przyjaciółkę, rozpamiętując wciąż nieznajomą z dalekiego kraju, która w jego mniemaniu uratowała mu życie (co jest dowodem na poparcie tezy, że słona woda ewidentnie powoduje szaleństwo). Mnie oczywiście – tyle, że z braku języka nie mogłam go w tej kwestii uświadomić. Koniec końców wynalazł jakąś pannę i się z nią chajtnął. A ja wróciłam do rodziców (pogłoski o zamienieniu się w piane morską są z lekka przesadzone). Tak, jeszcze jeden sex on the beach poproszę.
I takich historii jest naprawdę więcej. Jak to się dzieje, że przy mężczyznach stajemy się tak strasznie zewnątrzsterowne, że idziemy na ugodę na warunkach, które - zaproponowane przez kogokolwiek innego - obśmiałybyśmy turlając się po podłodze? Halo? Się nie malujemy – albo malujemy (zależnie od skryptu: święta / dziwka); wychodzimy ukradkiem z przyjaciółmi - podczas gdy oni bez mrugnięcia okiem taszczą byłej kanapę i naprawiają kran / rower / samochód / laptopa / etc.; nosimy na noc koronkowe koszulki na ramiączka, choć powszechnie wiadomo, że piżamki są przyjemniejsze i nie ciągnie po ramionach; nie jemy ale gotujemy; leżymy w łóżku do 12 przy zaciągniętych zasłonach, chociaż na zewnątrz świeci słońce idealne na wdrożenie zestawu: opalanie nóg i popijanie frappe. To oczywiście wszystko lajty. Niby. Wiem (z młodości chmurnej i durnej), że jak dasz sobie obciąć mały paluszek, to po szczęściu latach zorientujesz się, że nie masz nogi. I jaki z tego wniosek?
Hm. Wniosków nie będzie, historyjki bez morałów mają wszak swój niepowtarzalny urok, nieprawdaż? No, może maleńki cytat z S&C: The good ones screw you, the bad ones screw you, and the rest don't know how to screw you (Samantha Jones). Tak sobie myślę, że pół biedy kiedy okładacie się sushi dla niegrzecznych chłopców, albo pichcicie makaron tym grzecznym. Byle bez poświęceń dla niewartej nas reszty.

PS. Szczyt perwersji? Wejść na S&C na bilety emeryckie

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

emeryckie? gratuluję :)

silly rabbit... pisze...

sama jestem pod własnym wrażeniem ;-)