środa, 9 lipca 2008

dodekaedr

Skoro nie mogłam mieć wszystkiego, nie dbałam o brak mniejszych rzeczy. Z wyjątkami.
Okulary przeciwsłoneczne. I love it.
Jolka poniedziałkowa. Prywatny rytuał mój i mojej mamy. Obecnie kultywowany telefonicznie, oprócz jolek świątecznych (dwa razy większe od cotygodniowych, mmmmm!), których wspólne rozwiązywanie jest tradycją równą ubieraniu choinki. Ścigamy się (pole walki się zawęża, mój czas 1jolka/3 h, mojej mamy j/h). Nigdy nie wysyłamy rozwiązań, nigdy nie liczymy literek. Trzeba się szanować. Ostatnie piękne słówko importowane z jolki: dodekaedr. Słówka też uwielbiam, ale to nie są małe rzeczy.
Różowe drobiazgi (think pink!), tj. majtki i koszulka nocna z la senzy (będę płakać trzy dni, kiedy przyjdzie mi się z nią rozstać), koraliki, kajdanki z różowym futerkiem (niestety zostały z boyfriendem numero uno; BTW – ciekawe co z nimi zrobił? Jakoś nie wydaje mi się, żeby jego małżonka była zainteresowana. Fuj. Nie chcę sobie tego wyobrażać.). Błyszczyk juicy tubes lancoma. Koktajl truskawkowy. Różowy notesik z włoskiej Elle, w którym zapisuję Straszne Fakty (normalnie SF), żeby w przyszłości móc szantażować moich sławnych znajomych i mieć na życie (ZUS sucks).
Buty (małe, bo 36). Ale o tym już chyba wspominałam…?
Moja komórka. Niestety.
Pocałunki na dobranoc i kawa z mlekiem na dzień dobry.
I tyle, i już. Małe rzeczy cieszą, droga Emilio. W szczególności, gdy nie ma się WSZYSTKIEGO.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Miły wpis :) pozdrów Mamę :) byłam ciekawa czy jeszcze to razem robicie :)

Anonimowy pisze...

oglądałaś Rainmana?

silly rabbit... pisze...

-> grzywka
pozdrowię, dzięki :-)

-> pancy
jakieś aluzje?

Anonimowy pisze...

nie tyle aluzja, co skojarzenie.
Raymond ma taki kajecik, w którym zapisuje doznane krzywdy.
obejrzałbym sobie ten film... chociaż bardziej ostatnio - to przez leczenie kanałowe - mam ochotę na "Maratończyka".

Anonimowy pisze...

Ach, Emilio!

Anonimowy pisze...

albo mozna np. na podbudowanie sie radosnie zagrac w backgammon ;)