czwartek, 15 maja 2008

silly rabbit i sprawy przyziemne

Wiedziona chęcią pogłębienia wiedzy w tematyce zarządzania wiekiem i okolic oraz lansowania swojej skromnej osoby, udałam się dziś na konferencję mpips-u, z której wyszłam pełniejsza o koktajl truskawkowy (bdb) i z torebką cięższą o zestaw raportów z badań różnych. O ile koktajl nastroił mnie bardzo pozytywnie, o tyle wysłuchanie i poczytanie o systemie emerytalnym wzbudziły we mnie refleksje nt. mojej (przyszłej i nadal odległej) kariery emerytki. Cóż, moja wiara w filary (ile by ich nie było) oraz efektywną politykę społeczną w tym zakresie jest bardziej niż mała, co nie zmienia faktu, że należałoby zacząć oszczędzać, a przynajmniej spróbować planować wydatki. To wprost niebywałe, że o ile jestem w stanie skutecznie zarządzać finansami na gruncie zawodowym, o tyle na gruncie prywatnym mój cash flow bardziej przypomina Jangcy niż – dajmy na to – Narew. Optymistyczne przekonania o bogatym mężu (niekoniecznie własnym), który zainwestuje w moją skromną osobę w stopniu większym niż zakup tequili sunrise właściwie zweryfikowałam już czas temu jakiś. No i po prawdzie drugą stroną roszczeń są zobowiązania. Co nie oznacza, naturalnie, że majętny obiekt płci przeciwnej nie byłby przyjęty z otwartymi ramionami (o ile majętność szła by w parze z paroma innymi cechami…hmmm…charakteru). Niemniej, czas wdrożyć strategię zarządzania wydatkami (ściśle związaną ze strategią poszukiwania dochodów, od jutra rana począwszy). Żegnajcie kolejne pary butów…! Z akcesoriów tej wiosny stawiam na paski. Oczywiście w kwestii zaciskania.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ja sobie sama na emeryturę uzbieram i potem ją sobie sama wypłacę... a co!
I znowu książkę muszę polecić: "Bogaty Ojciec, Biedy Ojciec" Kiyosakiego oraz grę Cashflow.

silly rabbit... pisze...

też mam taki plan, co do emerytury (ZUS sucks!). Książkę Kiyosakiego kiedyś przeglądałam; niemniej - mój problem (albo nie tyle problem, co kwestia do przemyślenia) nie polega na tym, że nie potrafię planować finansów (zawodowo to robię dośc sprawnie, prywatnie też nie jest źle - w końcu mieszkam w moim mieszkaniu i stac mnie na te -dla przykładu - buty bez powodowania debetu), tylko że: 1/ mogłoby być lepiej - bo zawsze może być lepiej 2/ przywykłam do konsumpcyjnego trybu życia w takim stopniu, że krzywa użyteczności kolejnych zakupionych dóbr (butów np.) jest już raczej płaska... To wszystko kwestia określenia celów na przyszłość, nad czym właśnie pracuję :-) Wiesz, taki egzystencjalne pytania: co dlaej będzie i jak dalej chcę żyć? Gdzie pracować? Dokąd podróżować? Czy inwestować w siebie czy w obrazy młodych artystów? ;-)