niedziela, 25 kwietnia 2010

mój chłopiec ma motor

Mój chłopiec ma motor. Czuje każde drgnienie maszyny, pracuje, prowadzi, naprawia, psuje - żyje tym dziesięcio-konnym potworem. Pasażer wózka telepie się bezczynnie. Oczy otwarte. Rozwieszone uszy. Patrz, słuchaj i pisz (...) Właśnie. Dama w koszyku.
(z dziennika motocyklowego Haliny Bujakowskiej, WO nr 17)

Dwucylindrowy G 34-14 „Word Tour”, pojemność silnika 1000 cm3 , moc 10 KM; z bocznym wózkiem, wyprodukowanym w Łodzi „na wiedeńskiej licencji”, w sam raz do wożenia "damy w koszyku" (co uważam za przeurocze określenie). Przejechali z mężem 23 400km, z Druskiennik do Szanghaju, w 19 miesięcy (1934/36). I miała w kufrze dwie suknie.

Mój chłopiec ma motor. Pannę motor, pieszczotliwie zwaną Suzi. Nie znam jej parametrów, nie stanęłyśmy ze sobą face-to-face (oko-reflektor?), nie będziemy konkurentkami; a może kiedyś też ruszymy w taką podróż "ku zgrozie i na przekór wszystkim głosom rozsądku"? Różnie bywa, a ja dobudowuję garaż do pałacu możliwości. ;)

Brak komentarzy: