środa, 31 grudnia 2008

nowe idzie

Jeszcze tylko 8 godzin do rozstania z 2008, szczerze mówiąc bez większego żalu. Spuśćmy zasłonę milczenia, gdyż oglądając sie za siebie (co zdarza mi się nieczęsto, ale chwila zobowiązuje) z przykrością stwierdzam, że chyba spadłam z drabiny Maslowa, i to raczej na glowę. Przechodząc tym samym do radosnej tworczości noworocznej, postanawiam:
1. schudnąć. w przeciwnym razie będę musiała zainwestować w nową garderobę.
2. wydawać mniej pieniędzy na ciuchy oraz na lody tiramisu (co pozostaje w logicznym związku z pkt. 1)
3. wydawać mniej pieniędzy na buty.*
(* w sensie: własnych pieniędzy. Wszak niewydawanie pieniędzy jest oksymoronem; zresztą moje inwestycje obuwnicze są nad wyraz trafne: nigdy nie żałowałam butów, które kupilam, a zdarzalo mi się żalować tych, których nie kupiłam. (nie dalej jak dwie godziny temu, zresztą) (wyjaśniam: nie kupiłam zamszowych balerinek YSL, czarnych w gwiazdki, ponieważ wiedziona na manowce rozsądkiem stwierdzilam że nabycie balerinek srebrnych w cekinki jest już wystarczającym spełnieniem sylwestrowego kaprysu) (i, cholera, żałuję!!!)
4. schudnąc. a, to już bylo.
5. rzucić palenie. na wiosnę (tzn. jak już schudnę; nie zachowanie właściwej kolejności rzeczy grozi niedotrzymaniem postanowienia)
6. znowu ćwiczyć jogę. ommmmm....
7. nie myśleć, nie tęsknić, nie umawiać się ze związkofobami i/lub chłopcami którzy mnie nie szanują, nie kochają, i w ogóle na Marsa z nimi.
8. odnaleźć satysfakcję z pracy (yyyy)
9. jasno komunikować swoje potrzeby i to z pewnym zdrowym wyprzedzeniem (w sensie: zanim mam ochotę płakac i/lub rzucać kurwami i/lub stosować agresję fizyczną i werbalną)
10. ...
No proszę, jak szybko poszło. I kto powiedział, ze postanowienia są trudne?

1 komentarz:

x pisze...

mamy wiele wspolnego ;)