niedziela, 19 kwietnia 2009

silly baby rabbit

Rodzina mojej mamy się rozmnożyła o sztuk 2, zatem siłą rzeczy rozmowa zeszła na dzieci, w radosnym wieku do lat dwóch. Co we mnie obudziło wspomnienie pewnego słodkiego dwulatka, który ugryzł mnie kiedyś w plecy (tak, to boli), warunkując we mnie na długi czas podejście antydzieciowe; a w mojej mamie- wspomnienia mojego dzieciństwa (dodam, że wszystkie te. które wolałabym aby pozostały w mrokach zapomnienia). Rozmawiałyśmy o tym ostatnio z eM i K. pochłaniając (prawie pałeczkami) sushi: jak wiele pamiętamy z wczesnego dzieciństwa? I które wspomnienia są rzeczywiście naszymi wspomnieniami, a które tylko powieleniem wielokrotnie opowiadanych wspomnień naszych rodziców? Czy to co pamiętam jest fotką z mojej pamięci długoterminowej, czy fotką ze starego albumu?

Jako dziecko byłam bardzo chorowita. 3 razy zapalenie płuc, 5 zapaleń oskrzeli, wszystkie choroby wiek dziecięcego. Niejadek. Obiekt studiów terenowych kobiet z rodziny.
Eksperyment 1. Moja babcia: kogel-mogel, pierogi leniwe, pierogi z serem, pierogi z jagodami, pierogi z czym się tylko dało. I co było.
Eksperyment 2. Moja ciotka: kaszki z Paryża (pracowała jako opiekunka dla dzieci), corn flakes’y z Londynu (pracowała jako opiekunka starszej pani), Gerber z Danii (malowała domki letniskowe).
Eksperyment 3. Moja matka – rumianek i przeciery owocowe.
Obserwacja uczestnicząca: mój ojciec.
Grupa kontrolna: przedszkolanki. Siedziałam nad pure z ziemniaków przez całe leżakowanie. Dzień w dzień.
Ja też eksperymentowałam. Zjadłam okleinę pudełka po butach i garść igieł choinkowych, i nawet nie miałam czkawki. Rzygałam natomiast gdy wyczułam językiem choćby najmniejszą nieprzetartą grudkę w kaszce. Kaszce prosto z Paryża dostarczonej przez moją ciotkę, którą to kaszką elegancko puszczałam pawie przez całą kuchnię. A z okazji choroby lokomocyjnej, problem pojawiał się także w taksówkach i autokarach.
Tego rzygania generalnie nie pamiętam, za wyjątkiem zatrucia wiórkami kokosowymi z puszki (z Paryża). Do dziś nie znoszę ani wiórków kokosowych, ani Paryża.

A jak chorowałam nie jadłam nic za wyjątek wedlowskich czekoladek „Rarytasy”. Nikt z moich znajomych ich nie pamięta. Teraz ich daleki substytut sprzedają w blaszanych pudełkach w kształcie serca. Są ohydne. Wtedy dostawałam je w ogromnych, fioletowych pudełkach w kwiatki. Pudełka służyły jako stolik do rysowania, kiedy spędzałam całe tygodnie w łóżku. Ładnie rysowałam. Szkoda, że to właśnie zapomniałam.

1 komentarz:

Asia pisze...

Ja pamiętam Rarytasy! poczęstowałaś mnie kiedyś w Chotomowie - ale nie byłaś chora, tylko na urodziny dostałaś :D
Pudełko było fioletowe, to pamiętam i Mniam!
No a z tego gryzonia dwulatka to wyższy ode mnie nastolatek wyrósł... od tamtej pory, jak Cię ugryzł, jakoś nie miałam do niego serca i muszę przyznać, że nadal go nie lubię...
Ale ogólnie to nie zrażaj się - dwulatki są super, mam taki ubaw z mojej Ali, że hej!
A jakiś czas temu widziałam Pana Cygaro i Cyberkota przed gabinetem USG... świat jest mały...