wtorek, 14 kwietnia 2009

mniejsze rzeczy

To zabawne (przy całym moim uwielbieniu dla Emily Dickinson), jak mniejsze rzeczy mogą naprawić brak rzeczy wielkich. Albo ten brak pogłębić. Osobiście ciągle bujam się na huśtawce odbijając nogami od ściany pt. mam wszystko i wpadając tyłkiem na ścianę pt. co ja tu robię. Chcę przez to powiedzieć, że kupiłam nowe buty (są zupełnie irracjonalne, ale na wyściółce mają napis you and me, co mnie urzekło; poza tym cena była przyjemna; a teraz stoją koło mojego łóżka i uśmiechamy się do siebie nieśmiało; one pytająco: kiedy nas założysz? Ja z zatroskaniem: do niczego mi nie pasujecie...). Chcę przez to również powiedzieć , że to wspaniałe mieć kogoś, kto wypije z tobą wino (białe, niestety) w wielki piątek i kogoś, kto wypije z tobą gruszkową finlandię w wielką niedzielę.
Chciałam też napisać o powidłach jabłkowych mojej babci, z czasów kiedy nie była jeszcze moją babcią, tylko dwudziestoletnią dziewczyną, która wróciła z wakacji do szkoły, do internatu i zamiast internatu (i swoich książek, obrazków, sukienek i wszystkich mniejszych rzeczy, które konstytuują nasze tu-i-teraz) zastała zgliszcza po bombie zapalającej, która chybiła w pobliskie koszary. Deutsche Bahn może się nie spóźnia, Deutsche Brandbombe ewidentnie nie były tak precyzyjne. Z internatu ocalały piwnice, a w nich powidła jabłkowe, które niedoszłe uczennice zjadły na pociechę po swoim rozpieprzonym przez DB życiu. Piękna anegdota, prawda? Szkoda, że prawdziwa.
A tak naprawdę chciałam napisać, że single-girl still meets calvinklein-boy. Nie mam koncepcji na błyskotliwy komentarz w tej kwestii. Może nie jest potrzebny?

3 komentarze:

Katta pisze...

Daj foto :*

przypadkowo pisze...

to znaczy, że co, bo się niepokoję...

silly rabbit... pisze...

hm, też jestem zaniepokojona ;-)