niedziela, 15 lutego 2009

rytuały

dzień powszedni, do pracy (poprzedniej pracy), pani w sklepiku przy przystanku podaje mi danona (naturalny, z musli) i jabłko, marki ligol; dzień powszedni, do pracy (obecnej pracy), pani w warzywniaku podaje mi musli pomarańczowe, serek wiejski light i mleko 0,5%, wystarczy że wejdę, a one same kompletują mi zakupy; jak nie mam gotówki, mam otwarty kredyt, bo i tak wrócę, po to samo. czasami coś mi w głowie robi klik! i zmieniam śniadaniowe menu na kolejne pół roku, i przez ten czas znów ciągle to samo. i tak mam ze wszystkim. rytuały, klik! nowe rytuały, ale jednak rytuały. control freak. i dlatego też żywię nadzieję, że w dniu dzisiejszym, na pewnym koncercie dla pewnego studia, uzbiera się kasa na nowy lokal, i chłopcy z Ursynowa będą bawić się w hiphop, zamiast bawić się w dragi, a inni chłopcy będą bawić się w hiphop, zamiast bawić się w życie, a ja będę mogła kontynuować mój rytuał sobotnia GW & kawa z mlekiem bez ryzyka natknięcia się na imię destabilizujące moją równowagę. chwiejną. podtrzymywaną przez rytuały.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

klik

silly rabbit... pisze...

ręczny hamulec nie działa, I'm afraid