środa, 25 lutego 2009

popielec i inne szarości

You have to drink all night, remember that you’re alive. W sam raz na popielec.

posypałabym głowę popiołem, ale kerastase bardziej do mnie przemawia.

a propos dziwnych panów ze specyficznymi elementami garderoby: stoję sobie w kolejce po mięso (dla kota), a panu w szarej czapeczce (faluszowej, z daszkiem, bardzo awangardowej, czytaj: dziwnej), dopasowanej do szarego płaszczyka dzwoni komórka; ok, nie mam nic przeciw komórkom (co do zasady, jak mawiają koledzy prawnicy). pani z mięsnego wywraca oczami jak w fazie REM, pan gada, ja czekam, ok, mam czas, wcale nie jestem zjebana po pracy, super. pan zamawia szynkę parmeńską i dalej gada, po czym (dostrzegając mój wyraz twarzy wskazujący na zamienienie się w bezbrzeżny ocean zrozumienia i cierpliwosci) zamawia szynkę na za 10 min i oddala się w kierunku produktów okołomlecznych; pani z mięsnego niestety odczytała mój bezbrzeżny ocean jako absokurwalutnie bezbrzeżny ocean i zabrała się do krojenia szynki-za-10-minut, plasterek po absokurwalutniecienkim plasterku; ocean mi się ulał, więc pożeglowałam po jogurt, gdzie oczywiście natknęłam sie na szaroczapkiego. Zmieniłam trajektorię zakupów i poprzez wina (shiraz, jakby sie kto pytał) zawróciłam do mięsnego, gdzie wylądowałam dokładnie w tym samym momencie co szaroczapki, wyprzedzona jednak przez niego o setne sekundy. nie omieszkał tego potwierdzić posyłając mi uśmiech garfielda, czego ja nie omieszkałam potwierdzić, posyłając mu spojrzenie don't fuck with me, boy, co spowodowało ze zrezygnował z zakupu kolejnych miąs i oddalił się, jak się wkrotce okazało, do działu kaw, gdzie go znow spotkałam. obeszliśmy sie szerokim łukiem, po to by za kolejne 5 minut spotkać się przy kasie, gdzie na dodatek on znów był pierwszy, czego nie zdzierżyłam i przeniosłam sie do kasy obok, co wydało mi sie posunięciem genialnym w swej prostocie, biorąc pod uwagę nikły poziom zakupoholizmu klientów przede mna. niestety zaliczyłam zmianę taśmy w kasie, nie mam nic przeciwko zmianom, kocham zmiany, z tym jednym wyjątkiem zmiany taśmy w kasie, no i w drzwiach staneliśmy z szaroczapkim dokładnie w tym samym momencie. i gdyby nie ta czapka, to może pomyślałabym, że to przeznaczenie, że po raz pierwszy spotykam faceta, który ma taki sam styl zakupowania. no ale ta czapka, chłopaku, ta czapka...

Brak komentarzy: