niedziela, 22 sierpnia 2010

spacerująca

weekend chodzony: trochę z obiektywnych przeciwności losu w postaci remontu Al. Niepodległości (tramwajów do domu niet), trochę z przeciwności zapodanych na własne życzenie - tu mam na myśli nawiedzenie 1500m2, klubu perepatetyków, gdzie choć muza gra dobra (ze szczególnym uwzględnieniem sali transowej), to - może ze względu na dość duże przestrzenie?, wszyscy przemieszczają się jak pasażerowie w pociągu z Irun do Pampeluny (a wierzcie mi lub nie, ci to dopiero łażą); w każdym razie okazało się to być zaraźliwe, w związku z czym wybraliśmy się z Chłopcem na dłuuuugi niedzielny spacer, odkrywając wielce przyjemne zaułki oraz nowo przeniesioną ze stadionu (niech nam rośnie wysoki i rozłożysty, hej!) knajpkę cejlońską z pysznym (choć niemiłosiernie pikantnym) jedzonkiem. a teraz przygotowuję się (mentalnie) do stawienia czoła Portugalii.

Brak komentarzy: