poniedziałek, 1 października 2012

wakacjusze

wakacjusze, czyli coś pomiędzy wczasowiczami a turystami. to my z Młodym: trochę na leżaku, trochę pod palmą, trochę w terenowym jimny. ostatni raz sama dziecięciem będąc doświadczałam uroków turnusu, ale to była Polska czasów PRL-u i wczesnej transformacji (porcjowane masełko, pseudomarmolada i ubite ziemniaczki). a tu wypas - bekon i nutella do woli! przerażająca była obserwacja bardzo, bardzo grubych osób wracających się po dodatkowy majonez. a potem przysmażających się na jednym i drugim boczku nad basenem, bądź wskakujących doń, co skutkowało falą tsunami.
wynajęliśmy więc autko i ruszyliśmy w wyspę, zostawiając za sobą turystyczne mekki Brytyjczyków i Holendrów. przemierzyliśmy lokalne drogi, kupiliśmy oliwę, miód i rakiję na przydrożnym straganie, zjedliśmy grillowane sardele.
eh, piękny czas. a tu październik.

Brak komentarzy: