niedziela, 16 stycznia 2011

made in Poland

klasyczny weekend w mieście: kombinacja pracy i przyjemności (w przyzwoitych proporcjach). wybraliśmy się do Luny na (1) Essential Killing (wreszcie) i - poza innymi przyjemnościami typu poranna kawka i popołudniowe sushi-zushi, spełniliśmy patriotyczny obowiązek w postaci (2) wizyty w Muzeum Chopina.
Ad. 1. gdyby nie te wszystkie ochy-i-achy, które wywindowały mój poziom oczekiwań znacznie ponad przeciętność, pewnie przyłączyłabym się do grupy zachwyconych. generalnie to, co piszą, to prawda: ascetyczny - a jednocześnie bogaty w symbolikę, metaforyczny - ale ściśle związany z obecnymi topowymi tematami (terroryzm, zderzenie kultur i religii etc.), oszczędny - lecz z poruszającą muzyką Pawła Mykietyna i pięknymi ujęciami (tak, tak - śnieżna dolina z krwawym zachodem słońca i biegnący uciekinier, to musi robić wrażenie). z pytaniami o 'próbę człowieczeństwa'. powinien poruszać, krytyków porusza. mnie nie, i nie wiem czemu.


***
Ad. 2. a dzisiaj Muzeum Chopina,i jedno wam powiem - jeśli jeszcze nie byliście: idźcie. bardzo profesjonalnie pomyślane i zrealizowane (mogę się jedynie przyczepić do sposobu audio-prezentacji: za dużo muzyki i tekstów na raz, przy zbyt małym odseparowaniu dźwięków, tworzących - wraz z kwiczeniem dzieci, dyscyplinującymi syknięciami rodziców oraz froterkami, lekką kakofonię), z udanymi stanowiskami do słuchania fantastycznych interpretacji finalistów konkursów chopinowskich. w każdym razie ja zamierzam tam wrócić. będę siedzieć i słuchać nokturnów, a co.
***
jejku jej, jak ja lubię to miasto.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

kurcze, ja się za nim stęskniłem ;)

silly rabbit... pisze...

czas pozbyć się tęsknot ;)

Anonimowy pisze...

tęsknoty wcale nie są takie złe ;)