poniedziałek, 6 października 2008

w sprawie trzydziestych urodzin

Urodzinowy obudził się późno i nie tracąc energii na mycie zębów lub ścielenie łóżka poszedł do kuchni. W lodówce znalazł tort z karteczką „Wszystkiego najlepszego, kochanie”, co przypomniało mu, że właśnie przekroczył trzydziestkę (Urodzinowy nie zawsze jest urodzinowym, ale dzisiaj akurat był; a „urodzinowy” brzmi jakoś lepiej niż „trzydziestolatek”, a nie mogę nazwać go pewnym chłopcem, żeby nie było nieporozumienia; pewien chłopiec jest nazwą zastrzeżoną; kopirajty i w ogóle). W każdym razie czym prędzej zamknął lodówkę, niemniej był głodny, bo tak to już jest jak się człowiek za późno obudzi. Potem cały dzień chce się jeść i spać. Chcąc uniknąć ponownego stania twarzą w twarz z tortem, Urodzinowy przeszukał szafki, i znalazł kukurydzę i tuńczyka. Pomyślał, że to prawie jak danie meksykańskie, co prawda brakuje tortilli, salsy, i właściwie to tuńczyk średnio pasuje, ale wizja meksykańskich trzydziestych urodzin wydała mu się pociągająca. Przeszukał – teraz z kolei szuflady, w poszukiwaniu otwieracza do puszek, którego nie znalazł. Znalazł natomiast scyzoryk, taki scyzoryk który chłopcy dostają w dzieciństwie na urodziny od swoich ojców, ale akurat o tym nie pomyślał. Zresztą to nie był scyzoryk urodzinowy, i może właśnie dlatego nie spowodował zanurkowania w odmęty rozważań rodem z psychoanalizy. Zabrał się do otwierania tuńczyka scyzorykiem. Zrobił najpierw małą dziurkę, i pewnie zrobił by większą, a potem obkroił denko dookoła (i mógłby się na przykład przy tym skaleczyć), ale mała dziurka wystarczyła, żeby z puszki wyskoczył tuńczykowy dżin. Nikt nie wie, jak wyglądają tuńczykowe dżiny, ale nic nie wskazywało, żeby unosząca się nad puszką postać mogła być czymkolwiek innym. Zaraz zresztą dżin dość zniecierpliwionym głosem zażądał wypowiedzenia życzenia. Jak to, jednego? – zdziwił się Urodzinowy. Tak to - odpowiedział (przyznacie że niezbyt uprzejmie) tuńczykowi dżin. Po krótkim przeanalizowaniu sytuacji Urodzinowy doszedł do (słusznego) wniosku, że i tak wychodzi na plus i wypowiedział życzenie. Trzasnęło, błysnęło, denko z puszki przeleciało przez kuchnię i zapachniało ozonem (tuńczykiem pachniało już wcześniej). Życzenie oczywiście się spełniło.

A potem zrobił małą dziurkę w puszce kukurydzy.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

to zdumiewające ile lepiej brzmi 'urodzinowy' od 'trzydziestolatek. bowiem 'urodzinowy' brzmi jak jakis specjalny model okolicznosciowy.. a 30-latek to prawie jak 40-latek, a 40-latek to wyglada jak A.Kopiczynski, ktory z kolei wyglada jak niegdysiejszy dla niektorych WP..
oczywiscie bliskie idealu jest uroczo tajemnicze: 'pewien chlopiec', ale tez sa granice przyzwoitosci w interpretacjach semantycznych...

'urodzinowy', pozostajac ciagle w oparach ozonowanego tunczyka, zastanawial sie dlaczego do diabla nie wymyslil lepszego zyczenia. ale tak juz ma, ze w stresujacych sytuacjach reaguje nerwowo i pokrywa cisze przypadkowymi slowami. sytuacje skomplikował fakt, ze dżin okazal sie w rzeczywistosci panią dżinową (panią dżinką?). i - jak to zwykle w podobnych momentach - źle zinterpretował złe samopoczucie dżinkówny powodowane długotrwałym ograniczeniem fizycznej emanacji dżinowstwa do aluminiowej formy - jako wrogość w stosunku do niego jako takiego. wynikało to zapewne z długotrwałego pozostawania w stanie poczucia winy ogólnej i szczególnej.

ale przynajmniej przestał żałować, że otworzył w ogóle te puszkę, bo przecież tuńczyka nie jada..

na szczęście zostało do obejrzenia jeszcze pare odcinków Californication, albowiem bardzo pomaga obserwowanie wiekszych sukinsynow niż sam 'urodzinowy'. a do tego zarezerwowane jest sączenie w ciemności nalewki orzechowej. ciemności krocz ze mną. ;)

silly rabbit... pisze...

że się odniosę:

-> pani dzinowa sugeruje obecność, przynajmniej czasową, pana dżina, to zdumiewające ile lepiej brzmi dżinka, wolna (w kontekście: niezapuszkowana), dzika dżinka, szalejąca po mieście.

-> drań urodzinowy? rozkosznie pociągający oksymoron...

-> przypadkowe życzenia są najlepsze, te przemyślane zawsze działają na pohybel, zgubę i armagedon

Anonimowy pisze...

rozkoszny oksymoron?
właściwie rozkoszny Oxy - moron, czyli pełna seksu tleniona blondynka. :D (a z resztą, co to wogle znaczy 'pełna seksu?'

i tu problem tez z wolnymi dżinkami szalejącymi po mieście.

Gatunek ten, jako taki, w literaturze źródłowej opisywany jest zasadniczo jako silnie związany z obiektem zapuszkowania (zwykle lampą, do tego oliwną). wydaje sie że po odpuszkowaniu zanika i w przyrodzie przestaje występować. albo atrofia, albo transformacja. zastanawiam sie wiec coz sie moze po uwolnieniu odbywac z tymi demonami, jak by nie bylo..

Anonimowy pisze...

W imię zdrowego egoizmu odbieram opowieść urodzinową jako prezent urodzinowy, cóż z tego że niezamierzony ;) Zupełnie niezamierzenie niektórzy nie składają życzeń więc czuję się upoważniona aby równie niezamierzenie gromadzić przypadkowe podarunki, rozkoszując się gładkim i ciepłym słowem na e.

Wolna dżinka. No... niezły zaczyn na dłuższą formę.