sobota, 9 marca 2024

Oostende, Oostende

Kiedy byłam licealistką zobaczyłam w jakimś albumie (bo przecież wtedy jeszcze szukało się obrazów w albumach) obrazy Ensora. Znalazłam na mapie (bo przecież wtedy jeszcze szukało się miejscowości na papierowych mapach) ten belgijski kurort, Oostende i pomyślałam, że kiedyś tam pojadę. Nie marzyłam o pojechaniu do Ostendy, wydawało mi się to dość abstrakcyjne (zresztą Belgia znaczyła dla mnie prawie nic – nie sprzedawano belgijskich frytek z okienka tylko polskie zapiekanki, do wstąpienia do Unii jeszcze aspirowaliśmy), jakiś kurort o dziwnej nazwie, z malarzem równie dziwacznych, ale pociągających obrazów. Nie marzyłam, ale wiedziałam ze tam pojadę. I oto jestem, raz za razem, foki przypływają na moje powitanie, patrzę, jak przypływ zabiera plażę. S. powiedział, że ta plaża jest sztuczna, inaczej morze zabierałoby Ostendę. Oto jestem, w deszczu i słońcu, w ciemności poranka, w świetle złotej godziny, idę do latarni a Ostenda mruga do mnie swoimi światłami. A na stacji stoi wielki ensorowy łeb ze słomy.


Brak komentarzy: