sobota, 15 listopada 2008

krew, nie woda

O rety. Przez 28 (tak, tak...) lat żyłam w niewiedzy i kłamstwie. W kwestii grupy krwi, znaczy się, a nie tak ogólnie, żeby nie było. Myślałam mianowicie, że mam krew AB, a mam 0. Krew o najprostszej, najstarszej strukturze antygenów grupowych. Krew myśliwych.
Co wiele wyjaśnia (ha ha) ale i sporo komplikuje. Otóż podobno współcześni ludzie z grupą 0, by chronić swoje zdrowie powinni jeść względnie duże ilości mięsa, które tylko u osób spala się jak paliwo w samochodzie i zamienia się na energię. Co jest fuck-upem pierwszej klasy, biorąc pod uwagę mój wegetarianizm. Z drugiej strony poczulam pewne uczucie ulgi; co prawda czerwonego mięsa już nie tknę (osiem lat swoje zrobilo; równie dobrze mogłabym spróbować jeść plastik), ale czasami nie mogłam powstrzymac się od zjedzenia kawałka kurczaka. Sorry ptaki, przyszła kryska na matyska. Ruszam na łowy.
Diety zgodnej z grupą krwi jeszcze nie próbowałam, mam jednak pozytywne przeczucie (z perspektywy drobiu jest ono oczywiście mniej pozytywne). W pewnym stopniu jest to z pewnością błąd konfirmacji, ale czytając o myśliwych (w kontekście diety of course) czuję zew plemiennej krwi. Np. osoby posiadające grupę krwi 0 charakteryzują się tym, że są wyposażone w natychmiastową fizyczną odpowiedź odziedziczoną po przodkach myśliwych; stres przechodzi bezpośrednio do mięśni. Grupa krwi 0 przenosi wzorzec odpowiedzi na alarm, który umożliwia gwałtowne wyzwolenie energii fizycznej.
W sytuacji stresowej ciało przejmuje kontrolę. Uważa się, że zdrowe osoby z grupą krwi 0 wyzwalają nagromadzone siły hormonalne w czasie intensywnych ćwiczeń fizycznych. Ich organizmy są dosłownie do nich stworzone. Ćwiczenia są szczególnie ważne dla zdrowia osób z grupą krwi 0, ponieważ uderzenie stresu ma charakter bezpośredni i fizyczny
, co przyjemnie tłumaczy moje szaleństwo bieżniowe po każdym zebraniu w pracy oraz glęboką niechęć do pseudosportów typu tai chi (joga może być, ale w wersji power albo ashtanga). W kwestii jedzonka niestety odpadają produkty mleczne i zbożowe, jako pożywienie nieprzyjazne (phi. zostawię to rolnikom) (ale lodów mi żal...), ale na pocieszenie pozostają mi brokuły i jabłka, od których jestem uzależniona (both). I czerwone wino. I śliwki-robaczywki. I maleńka wisienka na czubeczek, taka z likieru wprost. Rozmarzyłam się, a tu dieta.
Ale co tam, dam radę. W końcu jestem fighterką, ha!

Brak komentarzy: