poniedziałek, 2 kwietnia 2012

silly rabbit i święta krowa

WO rozkręciły dyskusję o mamach in spe, czyli o "mamuśkach cwaniaczkach" i "świętych krowach" w kontrze do tych niecwaniakujących i znoszących stan odmienny z godnością. poruszył mnie list dostępny tu: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,11447503,Niech_ZUS_kontroluje_ciezarne__Niektore_zachowuja.html i pozostając w stan poruszonym, napiszę co następuje.
Co do zasady, zgoda, chociaż hasło "ciąża to nie choroba" nieco mnie irytuje, bo jest przegięte i głównie na ustach tych, którzy rywalizują z ciężarnymi o to kto pierwszy usiądzie na jedynym wolnym miejscu w autobusie. w centrum damiana jest hasło: "odmienny stan - odmienne traktowanie" i mnie bliżej do niego, z tym zastrzeżeniem, że odmienny nie oznacza: pracujcie za mnie, ja sobie poleżę.
Co do zasady, zgoda, bo chociaż moja ciąża jest idealna - zero przypadłości typu (wersja light) poranne mdłości czy (wersja hard) odklejające się łożysko - nie każda przyszła mama ma power do pracy, gdy co godzina rzyga dalej niż widzi. i niezmiernie cieszę się, że córka autorki listu broniła studia w zagrożonej ciąży, ciekawe czy gdyby poroniła, to też byłby to powód do radości. ale: skreślając "zagrożonej" nie widzę przeszkód.
Co do zasady, zgoda, bo nic mnie tak nie wkurwia, jak panienki idące na zwolnienie, gdy inne panienki muszą za nie wyrabiać 200% normy.
Moje ALE dotyczą sposobu formułowania dyskursu: ciężarne kontra reszta świata.
dlaczego świat co chwila mnie pyta czy JESZCZE pracuję (przy czym pytania zaczęły się od chwili poinformowania świata o zaistniałej sytuacji), tworząc przekonanie, że NIE PRACOWANIE jest stanem normalnym/akceptowalnym?
dlaczego stajemy przed opcją kontroli ciężarnych przez ZUS - może warto zacząć od lekarzy lekką rączką rozdających zwolnienia i zabraniających ruszenia rzęsą w okresie stanu, który wszak nie jest chorobą?
dlaczego tak rzadko stosowane są rozwiązania pośrednie (dostępne w KP) jak zmniejszenie godzin siedzenia przed kompem, uelastycznienie godzin i miejsca pracy etc.? ja się upomniałam, ale HRce nie przyszło do głowy powiedzieć mi o rozmaitych możliwościach, które są alternatywą dla zwolnienia.
dlaczego do dyskusji wrzuca się od razu urlop macierzyński i wychowawczy, a omija kwestię odpowiedzialności ojców za wychowanie ich dzieci? a jeśli teraz przychodzi wam na myśl argument: "lepiej żeby w domu została osoba, która mniej zarabia", to zastanówcie się nad jego genderowym wymiarem.
i wreszcie: ja też znam ciężarne cwaniaczki, które do pracy nie mogły, ale na shopping&day-spa i owszem, ale również znam "cwaniaczki", które będąc na zwolnieniu przejęły w 100% wychowanie posiadanego już potomstwa, jak również sprawy domowe: od prania po załatwienie spraw w urzędzie, a ich partnerzy (dziwnym trafem) nie protestowali...
więc może raczej mówmy nie dla cwaniakowania, tak w ogóle, włączając w to młodych rencistów, 40-letnich emerytów, pań i panów przychodzących do pracy w celach ogólnotowarzyskich etc. i zamiast piętnować ciężarne święte krowy pokazujmy fajne przykłady sensownego korzystania z prawa. hough!
***
a tu o moich dwóch kreskach

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

that's my girl!

Joanna B. pisze...

widzę, że perspektywa Ci się trochę zmieniła, i poglądy... wcale się nie dziwię (tak jak Ty mi się dziwiłaś 3,5 roku temu). tak to jest po drugiej stronie brzucha ;)

MK pisze...

Oj tak tak. Zwłaszcza zero-jedynkowy wybór typu 100% etatu vs zwolnienie jest SŁABY. Aż dziw bierze. Mi się marzyła opcja pól etatu plus 50% zwolnienia (z budżetu ZUS oczywiście)... no ale takiej opcji nie było ;)
Pozdrawiam mamy obecne i przyszłe :)