niedziela, 10 lutego 2019

o mojej Babci

Mój niegdysiejszy mąż przywiózł mi dziś ostanie rzeczy z mieszkania, które kiedyś nazywane było naszym. Jedną z nich jest srebrna taca, prezent ślubny od mojej Babci. Umarła 2 lata i 23 dni temu. Jechaliśmy ją żegnać wcześniej, ale wtedy postanowiła nie umierać, żeby tańczyć na moim weselu. Tańczyła. Była osobą, która przetrwała wojnę, nic jej nie złamało. Która patrzyła jak płonie jej dom, jej wszystkie rzeczy. Której dziecko umiera na rękach w drodze do szpitala, ale ma siłę by odchować kolejnych czworo. I trójkę wnuków, w tym mnie. W końcu jednak przyszła starość. Taka przez duże S. Najgorsze, że zabrała jej ruch. To tak, jakby zabrała jej istotę. I po balu.

Wspomnienie, które mi opowiedziała, to ona jak siedzi na ruinach spalonego domu jedząc konfitury ze słoika, który przetrwał w nienaruszonym stanie. Na zawsze  stało się to opowieścią mojego życia. Mottem. Dopóki potrafisz cieszyć się smakiem ocalałych konfitur, dopóty masz siłę.

Bez ładu i składu ten post. Bardzo za nią tęsknię.


Brak komentarzy: