Byłam w teatrze i nie byłam zachwycona.
***
Fotel jest niewygodny
i skrzypi przy każdym poruszeniu. K. się wierci. Sztuka ją nudzi. K. bawi się łańcuszkiem
ze swoim imieniem, przygląda ludziom. Przygryza dolną wargę, stały gest
zniecierpliwienia. Z loży widać całą widownię. Czarne sukienki, czarne
marynarki. Boże, jaka nuda. Zatrzymuje wzrok na mężczyźnie w drugim rzędzie. Jego
jasne blond włosy kontrastują z szaroczarnym tłem. K. stad widzi jego dłoń ściskającą
rękę siedzącej obok kobiety. Przypomina sobie, że mijała ich wchodząc po
schodach. Mężczyzna przeciągnął po niej wzrokiem, w taki sposób w jaki ocenia się
wartość towaru. Ich oczy na chwile się spotkały, w jego spojrzeniu było coś
takiego, że zarumieniła się. Mimowolnie. Widziała lekko uniesiony kącik ust. Rozbawiła
go. On zapadł jej w pamięć. A teraz siedzi tam i trzyma za rękę swoją partnerkę.
Chociaż, jeśli dobrze się przyjrzeć (a ma jeszcze większość drugiego aktu na przyglądanie
się), to bardziej przytrzymuje tę kobietę. Jego palce wpijają się w jej przedramię.
Kobieta siedzi nienaturalnie usztywniona. Jak? Jak co? Przerażone zwierzę złapane
we wnyki? Nagle mężczyzna odwraca się i patrzy K. prosto w oczy. Znów z tym
rozbawionym wyrazem twarzy.
K. cofa się gwałtownie.
Krzesło skrzypi. Ktoś syczy zniecierpliwiony.
Skupiona na własnych
paznokciach K. dotrwa do przerwy.
Szuka ich
wzrokiem. Poprawka. Szuka jego. Nie znajduje.
Kolejka do toalety
ciągnie się, do kabiny dociera przy drugim dzwonku.
Gdy wychodzi, toaleta jest już pusta. Trzeci dzwonek. K. niespiesznie maluje usta. Przygląda się sobie w lustrze. Jej własny wzrok też dokonuje wyceny. Nie dałaby sobie czterdziestki. I umie się malować. Uśmiecha się do własnego odbicia. Nieszczerze. Chowa kosmetyki do torebki. Jeszcze raz zerka w lustro.
Wtedy widzi go opierającego
się o ścianę za nią. Omal nie krzyczy. Mężczyzna nie wykonuje żadnego ruchu, stoi tam
i patrzy na nią tak, że czuje się naga. K. przeciąga ręka po włosach. Mężczyzna
patrzy. K. nie jest pewna, czy w uśmiechu jest więcej rozbawienia. Czy pożądania.
Czuje własną rękę ześlizgując ą się po szyi i ramieniu, sciągającą ramiączko sukienki.
Ma wrażenie, że mężczyzna zaraz obliże się. Jego wzrok ja zjada. Czy pożądania.
Czy okrucieństwa. Czyjeś palce zaciskają się na jej ręce i wykręcają j ą do
tylu. Odbicie mężczyzny nie poruszyło się. K. ogarnia panika. To co się wydarza,
nie jest tym co widzi. Nie jest tym co czuje. Nie jest tym co myśli, nie jest
niczym, poza bólem. Uszminkowane usta K. otwierają się w niemym krzyku. Łzy ciekną
z oczu. K. zmusza się, żeby je zamknąć. Cala jest przerażeniem. Nagle wszystko się
kończy. Reka pulsuje, ale nikt jej już nie trzyma. K. powoli otwiera oczy. Jest
sama. Nie może zgiąć ręki. Na skórze pojawiają się sińce.
K. zmusza nogi do
ruchu. Idzie korytarzem do loży.
Ktoś pogwizduje.
Gra jakaś muzyka. K. idzie szybciej, prawie biegnie. Dopada drzwiczek loży, wślizguje
się do środka i zamyka za sobą drzwi. Udaje ze nic się nie stało, choć nogi ma
jak z waty. Siada w skrzypiącym fotelu.
Jeszcze nie wie
co, ale wie, że coś się nie zgadza. Teatr jest pusty. Zamiast widzów na fotelach
leżą ich ubrania. Aktorów zastąpiły marionetki. K. naprawdę nie chce tam patrzeć,
ale wie ze nie jest sama. Ta para nadal siedzi w drugim rzędzie. Mężczyzna
odwraca się z uśmieszkiem na twarzy. Kobieta odwraca się, z wypisanym na twarzy
przerażeniem. Nie dałaby sobie czterdziestki. I umie się malować. K. patrzy na
siebie siedzącą w drugim rzędzie. Kobieta w loży krzyczy.
Nigdy nie słyszałeś
takiego krzyku.
1 komentarz:
Rewelacyjny i - muszę przyznać - bardzo trafny obraz kryzysu kobiet w wieku średnim. Niezwykle celny i biorący za rogi całą tandetną retorykę feministyczną, która stawia kobietę na piedestale. Kobieta ujawniona ze wszystkimi jej słabościami i wadami. Symboliczny obraz psychiki kobiecej. Teatr – czyli świat, rzeczywistość, ją nudzi. Prawda jej wręcz doskwiera: „fotele są dla niej niewygodne”. Woli żyć we własnej fantazji, ułudzie, zaprzeczać rzeczywistości, a raczej układać własną. Mimo wieku – wciąż infantylna – łańcuszek ze swoim imieniem, czyli typowa biżuteria małych dziewczynek. Próżna, woli oglądać własne paznokcie niż świat, przedstawienie. Typowo nastawiona narcystycznie i egocentrycznie – wydaje jej się, że inny mężczyzna, który prawdopodobnie wpadł jej w oko, również ją obserwuje. Świadoma już w swoim wieku niedostatków urody, stara się za wszelką cenę oszukać samą siebie – wciąż obsesyjnie powtarza „nie dałabym jej 40stki”. Choć pragnie mężczyzn, to jest do nich nastawiona negatywnie, obawia się ich, postrzega jako drapieżników. Ostateczna konkluzja jest odważna. Świat, który za wszelką cenę próbuje sobie wyimaginować K., w końcu się rozpada – teatr zostaje pusty. Może też symbolizować pustkę, która pozostaje po chorej jaźni bohaterki. Trzymam kciuki za dalszą twórczość.
Prześlij komentarz