ten się nazywa posiłek i bardzo chcę go mieć (i powiesić nad stołem):

a ten ma tytuł love (choć powinien mieć podtytuł "nie mów do mnie misiu, mów do mnie tygrysie!"):

© Aleksandra Waliszewska
a wywiad przyjemnie szczery (albo stylizowany na dawnych mistrzów ;)). tylko tytuł całości (dziewczynki, do których ślinią się potwory) niepokojąco tendencyjny, szczególnie w kontekście terapii autorki z czasów dzieciństwa u Andrzeja S. (wiadome pytanie nie pada, skutecznie rozbrojone zanim miało szansę paść)
pees: wystawa od 10/04 w CSW, osoba towarzysząca (lub l.mn.) mile widziana.
5 komentarzy:
to się pozwiedza.
po lekturze wywiadu mogę powiedzieć, że mi się ta pani zupełnie wydaje niedojrzała, opowiada o życiu jak jakaś nastolatka (choć przecież dużo się działo, paradoksalnie ona chyba tego jeszcze nie przerobiła w sobie), a jej obrazy nie mają ani uroku, ani mocy... może tylko jestem nieczuła, ale po prostu "nie takie rzeczy widziałam" i mnie to nie bierze :)
nie wiem, czy przerobiła czy nie. może to co ja określam jako szczerość ty nazywasz niedojrzałością. mnie te obrazki pociągają.
a nie uważasz, że wszyscy już wyrośliśmy ze sztuki zwanej prymitywizmem? ;-)
najwyraźniej jestem niedzisiejsza
Prześlij komentarz