małż poszedł do sklepu po produkty pierwszej potrzeby na kolację (czyt. pomidory, jabłka, chleb i piwo). wraca i mówi: chciałem kupić czekoladowego Magnusa, a sklepowa mówi, że nie ma, bo tu taka uprzejma pani przychodzi i wszystkie czekoladowe wykupuje. no i wyszło szydło z worka: wykupiłam całe zapasy czekoladowego na dzielni*.
*i na dodatek nie dla siebie.
środa, 17 października 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz