bardzo zadowolona z tegorocznego WFF: udało mi/nam się dotrzeć na wszystkie cztery seanse (z pomocą taty, teściowej oraz mojego nieocenionego małża); wybór filmów był słuszny - udany krótki metraż, luzackie Oddawaj fanty i solidny zastrzyk optymizmu na koniec w postaci Kota do wynajęcia w towarzystwie K. teraz może sobie przyjść prawdziwa jesień, uzbrojona jestem w ciepło.
poniedziałek, 22 października 2012
czwartek, 18 października 2012
bajki dla dużych dzieci
WFF rozpoczęty z przytupem (przytupem flamenco): torreadorzy krasnale, wielokrotne przebudzenie Śnieżki i niepowtarzalna widownia (tzn. mam nadzieję, że już mi się taka nie przytrafi). film balansujący na krawędzi dobrego smaku, zręcznie wygrywający utarte (wydawałoby się) schematy. cud czy klątwa? oto ona, Śnieżka:
a w ramach domowego minifestiwalu filmy, które matki powinny oglądać po kieliszku wina: Musimy porozmawiać o Kevinie z brawurową rolą Tildy Swinton oraz Ki z naprawdę niezłą Romą Gąsiorowską. wnioski i obserwacje: nie chodzić z młodym do nocnych klubów i nie kupować profesjonalnego łuku. na resztę i tak mamy (mamy) ograniczony wpływ
a w ramach domowego minifestiwalu filmy, które matki powinny oglądać po kieliszku wina: Musimy porozmawiać o Kevinie z brawurową rolą Tildy Swinton oraz Ki z naprawdę niezłą Romą Gąsiorowską. wnioski i obserwacje: nie chodzić z młodym do nocnych klubów i nie kupować profesjonalnego łuku. na resztę i tak mamy (mamy) ograniczony wpływ
środa, 17 października 2012
małe pifko
małż poszedł do sklepu po produkty pierwszej potrzeby na kolację (czyt. pomidory, jabłka, chleb i piwo). wraca i mówi: chciałem kupić czekoladowego Magnusa, a sklepowa mówi, że nie ma, bo tu taka uprzejma pani przychodzi i wszystkie czekoladowe wykupuje. no i wyszło szydło z worka: wykupiłam całe zapasy czekoladowego na dzielni*.
*i na dodatek nie dla siebie.
*i na dodatek nie dla siebie.
wtorek, 9 października 2012
wywiad z historią
zajęło mi to dwa tygodnie: lektura nielekka i skończyły się czasy czytania przy jedzeniu (tzn. ja nadal czytam przy jedzeniu, choć to niezdrowe wielce, mowa tu jednak o jedzeniu Młodego). niemniej, Oriany Fallaci Wywiad z historią zmogłam. dodatkowy czas trzeba poświęcić na krótkie korepetycje z historii, którą ja przynajmniej znam mniej więcej, z pamięcią ogółu i niepamięcią szczegółu. a o te szczegóły właśnie tu chodzi.
***
są wywiady, których się spodziewałam, te słynne, z tymi, co historię (zwycięzców) pisali: z Kissingerem, Goldą Meir, Indirą Ghandi i (wspaniały, proroczy) z Willy Brandtem. są takie, które nasuwają myśl: takich polityków już nie ma (z Pietro Nennim). a może są? tylko potrzeba 30 lat dystansu i znajomości ciągu dalszego, co nastąpi(ł), perspektywy, żeby docenić wielkość. i nie pluć na legendę.
***
jest o socjalizmie, o władzy, o odpowiedzialności. bez uniku bycia po drugiej stronie. mnie się takie dziennikarstwo podoba: Fallaci nie ucieka od swojej odpowiedzialności za historię. ona nie tylko pyta, ona przedstawia swój punkt widzenia, swoją prawdę. to cenne. to uczciwe.
***
są wywiady, których się spodziewałam, te słynne, z tymi, co historię (zwycięzców) pisali: z Kissingerem, Goldą Meir, Indirą Ghandi i (wspaniały, proroczy) z Willy Brandtem. są takie, które nasuwają myśl: takich polityków już nie ma (z Pietro Nennim). a może są? tylko potrzeba 30 lat dystansu i znajomości ciągu dalszego, co nastąpi(ł), perspektywy, żeby docenić wielkość. i nie pluć na legendę.
***
jest o socjalizmie, o władzy, o odpowiedzialności. bez uniku bycia po drugiej stronie. mnie się takie dziennikarstwo podoba: Fallaci nie ucieka od swojej odpowiedzialności za historię. ona nie tylko pyta, ona przedstawia swój punkt widzenia, swoją prawdę. to cenne. to uczciwe.
czwartek, 4 października 2012
silly rabbit w/na drodze
zastanawiałam się nad jakimś cytatem, niestety myśli złote w temacie dróg są niemożebnie wyświechtane. a mnie po prostu się te drogi podobały, i tyle. zarówno w aspekcie linearnym, tj. podróżowania, jak i punktowym, tj. tym na poniższych fotkach. o właśnie tak, Herbercie.
poniedziałek, 1 października 2012
wakacjusze
wakacjusze, czyli coś pomiędzy wczasowiczami a turystami. to my z Młodym: trochę na leżaku, trochę pod palmą, trochę w terenowym jimny. ostatni raz sama dziecięciem będąc doświadczałam uroków turnusu, ale to była Polska czasów PRL-u i wczesnej transformacji (porcjowane masełko, pseudomarmolada i ubite ziemniaczki). a tu wypas - bekon i nutella do woli! przerażająca była obserwacja bardzo, bardzo grubych osób wracających się po dodatkowy majonez. a potem przysmażających się na jednym i drugim boczku nad basenem, bądź wskakujących doń, co skutkowało falą tsunami.
wynajęliśmy więc autko i ruszyliśmy w wyspę, zostawiając za sobą turystyczne mekki Brytyjczyków i Holendrów. przemierzyliśmy lokalne drogi, kupiliśmy oliwę, miód i rakiję na przydrożnym straganie, zjedliśmy grillowane sardele.
eh, piękny czas. a tu październik.
wynajęliśmy więc autko i ruszyliśmy w wyspę, zostawiając za sobą turystyczne mekki Brytyjczyków i Holendrów. przemierzyliśmy lokalne drogi, kupiliśmy oliwę, miód i rakiję na przydrożnym straganie, zjedliśmy grillowane sardele.
eh, piękny czas. a tu październik.
Subskrybuj:
Posty (Atom)