taa... stwierdzam, że upolowałam i własnoręcznie przyciągnęłam do domu najbardziej krzywą i czupiradłowatą choinkę świata.
***
siedzę sobie tak, dookoła mnie pobojowisko, a za oknem potop. w piecu "dochodzą" pierniki (szt. 2, z nowego przepisu, który oczywiście zmodyfikowałam, z przekory i z zepsucia wagi), kotka szaleje owinięta lametą, ręce mam jakbym przechodziła ręczną ospę wietrzną (uczulenie na choinki; mnie też to rozczula).
***
siedzę i chłonę magię świąt. lalalalala lala la!
errata: nie dochodzą, a się przypalają. aaaa...!
środa, 23 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Nasza też inna - jakaś taka kulista na wysokim pieńku, jak parkowy klon ;D
Jutro ubierzemy, dziś niech sobie pachnie świeżością. Pierniki mama upiekła a my z Alą dekorowałyśmy - I love it!
Ja: - Alu posypałaś już pierniczka?
Ala: - momencik, jem teraz
Dobrych Świąt Ci życzę
Asia
Prześlij komentarz