W Sopotach u przyjaciółki, 24 godziny płynnej magii. Tai chi na dachu teatru szekspirowskiego (tai chi nie jest dla mnie, lecz: ahoj przygodo!), dźwigi stoczni o zmierzchu, peron w Sopocie jak z innej czasoprzestrzeni, dziki buszujące pod konsulatem, droga przez las, plaża skażona pożarem, szum morza w uszach, inne smaki, cisza żydowskiego cmentarza, pociąg, bociany i sarny w złotej godzinie, bol głowy, jakbym nagle poczuła wszystko wszędzie na raz
I potem ten sen
Taki sen, z którego budzisz się w łzach. Sen, który domyka drzwi.
Dziś potańczę i pobędę ze sobą, dziś pozajmuję się moim ja, dziś będę dla
siebie najlepsza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz