Ale czym by tu je nadziać? – zamyśliła się Panna X. Konfitura z róży, to takie banalne. Takie oczywiste. Panna X. lubiła być oryginalna. Panna X. wkładała w swe wypieki całe serce. Pokrojone na kawałeczki. Posiekane. Zmielone. Wyciśnięte do ostatniej kropelki krwi. Wtłoczone w pączki, wrzucone na gorący tłuszcz. Rumiane pączki, polukrowane najsłodszym lukrem Panna X podała swemu chłopcu na podwieczorek. Chłopcu, który zamiast serca miał wielki pączek. Panna X. odtąd nie miała już serca.
Smacznego, Pączusiu - powiedziała Panna X, oblizując paluszki z lukru.
piątek, 20 lutego 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz