pochorowałam się
i bardzo mi z tym źle
herbatka z cytryną,
królik z kwaśną miną
gardło mnie boli wielce
(jakby ktoś wbijał widelce)
słowa wydobyć nie mogę
(a chciałam iść na jogę!)
fatalnie się czuję
i nie wiem czemu rymuję
pojadę do Częstochowy
wybiję sobie rym z głowy
Pochorowałam się
i źle mi źle mi źle
(je je je )
wtorek, 30 września 2008
niedziela, 28 września 2008
piosenka nie o mnie
Owijamy się w aksamit
Nocy, choć już się materiał przeciera,
Świta już, my zmierzamy do zera,
Absolutnego, trzymasz moje palce w dłoni,
Już rano, nie mogę spać, znów będzie tak samo,
Za parę chwil, trzymam się kurczowo
Ale tonę, tonę kochanie
To nie materiał na sukienki marzeń,
Ten aksamit to jest całun.
Potrzymaj moje palce, jeszcze tylko chwilę,
Ja nie śpię, liczę twoje wdechy
I wydechy, jak się rymują,
W twoje piosenki, nie o mnie
Piosenki, oddechy,
Nie o mnie
La, la, la
Nie o mnie
(dla F)
Nocy, choć już się materiał przeciera,
Świta już, my zmierzamy do zera,
Absolutnego, trzymasz moje palce w dłoni,
Już rano, nie mogę spać, znów będzie tak samo,
Za parę chwil, trzymam się kurczowo
Ale tonę, tonę kochanie
To nie materiał na sukienki marzeń,
Ten aksamit to jest całun.
Potrzymaj moje palce, jeszcze tylko chwilę,
Ja nie śpię, liczę twoje wdechy
I wydechy, jak się rymują,
W twoje piosenki, nie o mnie
Piosenki, oddechy,
Nie o mnie
La, la, la
Nie o mnie
(dla F)
poniedziałek, 22 września 2008
mamma mia!
ekspresyjna Meryl i Pierce z opadniętą szczęką (zważcie, że nie śpiewa)
jejku, i dlaczego (podkreślę: dlaczego???) ja tak nigdy nikomu (w sensie: facetowi) nie nawrzucałam, cholera, od razu by mi było lepiej, po co mi było płakać w poduszkę i rano reanimować zapuchnięte oczy, jak można dokonać natychmiastowego katharsis i wysmarkać się na koszulę przyczyny naszych szlochów i nieszczęść
że niehigieniczne? oj tam,życie nie jest higieniczne
ale teraz mogę zacząć wszystko od nowa (tak, tak!!!), mam wszak nową, dziewiczo białą kanapę, a moje skrzypiące łóżko wróciło do macierzy (w sensie: na Rozłogi),
i nie będzie mi już żaden typ wciskał tekstów, jaka to ja jestem silna i dam sobie radę, o nie! kanapę sobie skręciłam sama, ale pokaleczyłam sobie przy tym ręce - i niech to będzie metaforą: więcej kanap sama nie skręcam, więcej paluszków nie ranię, hough.
a tak z ciekawostek dnia dzisiejszego: LHC się wziął i zepsuł. i jak tu rozwiązywać zagadki czarnych dziur, jak korki siadają?
piątek, 19 września 2008
kanapy i wernisaże
dzisiaj
pan w ikei (pan samo zło) mówi: to dział samoobsługowy, prosze pani, może sobie pani sama tę kanapę zapakować! (my to zrobimy, za jedyne 100zeta)
silly rabbit (gapiąc się na kanapę tkwiącą na półce) mówi (do siebie): żesz kurwa
inny pan w ikei (pan samo dobro): to może pani pomogę z tą kanapą...?
silly rabbit (przepraszając bozię za uprzednie nieeleganckie klnięcie pod nosem): to może jeszcze i fotelik...?
a yoko ono na to: I - LOVE - YOU (mryg - mryg - mryg)
i w kontekście pana samo dobro, to ja jej wierzę.
wczoraj
w csw odbył sie mocno przereklamowany wernisaż niejakiej yoko ono, na który zaproszenie zdobyłam drogą smsową (CJG. WA 1) i jestem wdzięczna losowi, że nie wpadłam na pomysł stania w zawijającej sie kolejce, bo moje podejście do działalności artystycznej yoko byłoby zdecydowanie mniej życzliwe. Yoko zresztą na fali miłości do świata i bliźnich spóźniła się ponad godzinę, który to czas spędziłysmy z Magdą G. na:
1/ negocjacjach (nieskutecznych) celem napicia się wódki z sokiem albo wina albo czegokolwiek (3 x nie)
2/ odstaniu swojego przydziału w kolejce na wystawę fly, gdzie potłukłysmy parę talerzy przy pomocy krzesła m.in. (bardzo skutecznie) i ogarniete żądzą destrukcji próbowałyśmy pomazać ścianę i zdemolować trumny (z braku sprzętu - umiarkowanie skutecznie) (przez brak sprzętu mam na myśli deficyty sprejów, wiertarek itp., bo trumny akurat były na stanie)
3/ malowaniu paznokci na niebiesko (Magda) i obgryzaniu paznokci (wcale że nie ja!)
4/ pytaniu siebie czy już
a jak już było już, to - powiedzmy sobie szczerze - nie było wiele lepie niż przed już. Yoko nauczyła audytorium nadawać latarkami sygnał I (mryg) - love (mryg) - you (mryg) i była z siebie bardzo zadowolona, audytoium mniej, ale atmosfera się poprawiła jak w końcu zaczęli wydawać napoje alkoholowe.
No i tyle.
W warstwie artystycznej było m.in. tak:
a muzycznie tak (i to mi się podoba):
jutro
pójdę na jogę. i może się wyśpię?
a kanapę (i fotel) przywiozą w niedzielę.
pan w ikei (pan samo zło) mówi: to dział samoobsługowy, prosze pani, może sobie pani sama tę kanapę zapakować! (my to zrobimy, za jedyne 100zeta)
silly rabbit (gapiąc się na kanapę tkwiącą na półce) mówi (do siebie): żesz kurwa
inny pan w ikei (pan samo dobro): to może pani pomogę z tą kanapą...?
silly rabbit (przepraszając bozię za uprzednie nieeleganckie klnięcie pod nosem): to może jeszcze i fotelik...?
a yoko ono na to: I - LOVE - YOU (mryg - mryg - mryg)
i w kontekście pana samo dobro, to ja jej wierzę.
wczoraj
w csw odbył sie mocno przereklamowany wernisaż niejakiej yoko ono, na który zaproszenie zdobyłam drogą smsową (CJG. WA 1) i jestem wdzięczna losowi, że nie wpadłam na pomysł stania w zawijającej sie kolejce, bo moje podejście do działalności artystycznej yoko byłoby zdecydowanie mniej życzliwe. Yoko zresztą na fali miłości do świata i bliźnich spóźniła się ponad godzinę, który to czas spędziłysmy z Magdą G. na:
1/ negocjacjach (nieskutecznych) celem napicia się wódki z sokiem albo wina albo czegokolwiek (3 x nie)
2/ odstaniu swojego przydziału w kolejce na wystawę fly, gdzie potłukłysmy parę talerzy przy pomocy krzesła m.in. (bardzo skutecznie) i ogarniete żądzą destrukcji próbowałyśmy pomazać ścianę i zdemolować trumny (z braku sprzętu - umiarkowanie skutecznie) (przez brak sprzętu mam na myśli deficyty sprejów, wiertarek itp., bo trumny akurat były na stanie)
3/ malowaniu paznokci na niebiesko (Magda) i obgryzaniu paznokci (wcale że nie ja!)
4/ pytaniu siebie czy już
a jak już było już, to - powiedzmy sobie szczerze - nie było wiele lepie niż przed już. Yoko nauczyła audytorium nadawać latarkami sygnał I (mryg) - love (mryg) - you (mryg) i była z siebie bardzo zadowolona, audytoium mniej, ale atmosfera się poprawiła jak w końcu zaczęli wydawać napoje alkoholowe.
No i tyle.
W warstwie artystycznej było m.in. tak:
a muzycznie tak (i to mi się podoba):
jutro
pójdę na jogę. i może się wyśpię?
a kanapę (i fotel) przywiozą w niedzielę.
wtorek, 16 września 2008
nie tylko Edyty i Kornela
wtorek, imieniny norek
dla B. i M. (i drugiemu M. też, choć zjawił się bez badylka) za obchody w degeneracji, tudzież kwiatki (bardzo subtelne i zaiste dziewczęce) - stoją już w wazonie, jeden nieco ułamany (kawałek prawdopodobnie został w żółtym autku bez tłumika), wszystkie niemożebnie pachnące sunflowersem
dla B. i M. (i drugiemu M. też, choć zjawił się bez badylka) za obchody w degeneracji, tudzież kwiatki (bardzo subtelne i zaiste dziewczęce) - stoją już w wazonie, jeden nieco ułamany (kawałek prawdopodobnie został w żółtym autku bez tłumika), wszystkie niemożebnie pachnące sunflowersem
czwartek, 11 września 2008
pomieszanie z poplątaniem
Wielki Zderzacz Hadronów działa, a ja żałuję, że nie byłam lepsza z fizyki (w zasadzie to, powiedzmy sobie całkiem szczerze: byłam kompletnie beznadziejna), bo bym wiedziała co to te hadrony i o co chodzi z najdoskonalszą próżnią na ziemi (co brzmi metafizycznie do granic metafizycznej perwersjii) i jak się tworzy czarne dziury. I co by się stało, gdyby wlać do LHC po 20 ml wódki, ginu, jasnego Bacardi, srebrnej tequili, triple sec'a coli i dorzucić lodu - czy powstało by LIITmc²? I czy po wypiciu doznałoby się iluminacji w kwestii budowy materii, czy też raczej popadło w czarną dziurę?
A w metrze dzisiaj oglądałam newsy (na suuuper TV zainstalowanym obok drzwi - kto za to płaci?! matka unia?) i się dowiedziałam, że jakaś hinduska szesnastolatka zabiła się z przerażenia, że uruchomienie LHC oznacza koniec świata. Co poniekąd udowodniła.
No i bujam się z chłopcami, w te i we wte, w sobotę do Torunia np.
Pomieszanie z poplątaniem, a cząstki się zderzają. Głupie.
A w metrze dzisiaj oglądałam newsy (na suuuper TV zainstalowanym obok drzwi - kto za to płaci?! matka unia?) i się dowiedziałam, że jakaś hinduska szesnastolatka zabiła się z przerażenia, że uruchomienie LHC oznacza koniec świata. Co poniekąd udowodniła.
No i bujam się z chłopcami, w te i we wte, w sobotę do Torunia np.
Pomieszanie z poplątaniem, a cząstki się zderzają. Głupie.
niedziela, 7 września 2008
silly rabbit i musicale
dla wielbicieli kobiecych, radosnych musicali, i jako beforka podlądowa przed Mamma Mia
tekst do wykorzystania w okolicznociach rozstaniowych:
I guess you can say we broke
up because of artistic differences.
tekst do wykorzystania w okolicznociach rozstaniowych:
I guess you can say we broke
up because of artistic differences.
wtorek, 2 września 2008
it's only Tuesday...
Tak bardzo nic się nie dzieje, że napiszę o pracy. Tak więc (podobno absolutnie nie wolno tak rozpoczynać zdania) w budynku mojej pracy w najlepsze trwa remont. Pewne przyspieszenie spowodowane zostało jak mniemam nadejściem września - jako że mieli skończyć do 31 sierpnia, no ale c'est la vie a poza tym nobody's perfect. Mój ulubiony pan robotnik (czy pan robotnik to kapitalistyczny oksymoron?), którego obserwuję wychodząc na fajka, dziś z tej okazji wrzucił trójkę, o co go nie podejrzewałam. Pan robotnik jest wysoki i z wąsem, nosi fantacyjny berecik i robocze ogrodniczki; jest robotnikiem z klasą. Początkowo podejrzewalam go o lekkie nadużywanie alkoholu (patrzyłam jak zgięty w pół zwijał kabel - krok po kroku, w pełnym skupieniu, z rozwagą i szacunkiem rzeczy, metodycznie odmierzając przedramieniem równiutkie części kabla), ale zwracam honor - on po prostu podchodzi do sprawy remontu z dystansem, zadumą i refleksją (no jak ciął kafelki, to po prostu oczu oderwać nie moglam!) (co daje też obraz mojego podejścia do pracy - palę szlugi i gapię się na robotników zamiast klikać w klawiaturę na chwałę innowacyjnej gospodarki). Dzisiaj tak się rozpędził, że mu się berecik przekrzywił. A remont ma parę pozytywnych implikacji (poza tym, że będzie klatka schodowa na wysoki połysk, marmury i złocenia, pewnie pierwsze co zrobię, to poślizgnę się przemierzając te marmury na obcasach). Po pierwsze primo, wczoraj z przyczyn wylewki betonu na półpiętrach ewakuowano nas o 17 i nikt nie musiał zostawać po godzinach udając pracę. Po drugie, sprzyja integracji zespołu, gdyż - ze względu na wylanie betonu także na schodach - poruszamy się wyłącznie windą, której rozmiary sprzyjają rozrywkom w stylu zagadek ile słoni wejdzie do trabanta, przy czym winda jest mniejsza niż wnętrze trabanta i jeżdżą nią pozostali czlonkowie ekipy remontowej + wiadra z betonem. Po trzecie, robotnicy mówią mi, że mam się uśmiechać, więc się uśmiecham - wszak deficyty ekip remontowych są nadal znaczne, a może najdzie mnie ochota coś wybetonować?
może i jesteśmy na skraju zimnej wojny. who cares? (oprócz Gruzinów)
może i jesteśmy na skraju zimnej wojny. who cares? (oprócz Gruzinów)
Subskrybuj:
Posty (Atom)