Pachniało olejkami i dymem. Diana, mistrzyni lomi-lomi śpiewała nad moim ciałem, masowała moje plecy, moje ręce, moje stopy i dłonie, wcierała olejek we włosy, wodziła palcami po mojej twarzy. Myśli przepływały przeze mnie, jak rzeka. Wiem, wiem, to banał. I te myśli, ta banalna rzeka, a w niej: moje nogi osobno, mój brzuch osobno, moje ręce osobno, no i głowa, ona najbardziej osobno. Zdezintegrowana. Każda cząstka mnie z nieufnością podchodzi do cząstek pozostałych (elementarnych?). Ja tu, serce tam. Palce tu, dotyk tam. Jak w tych męczących snach, gdy chcesz biec, ale nogi takie ciężkie, gdy chcesz krzyczeć, a tylko popiskujesz. Pi, pi.
It's getting cold on this island...
niedziela, 25 maja 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
no i zaraziłam się piosenką. będzie się nadawała do pogwizdywania podczas jazdy na rowerze. (u mnie głównie myśli pokawałkowane i oddzielone od całej reszty).
uhm, ja cały czas zawodzę "hello my dear"...
Prześlij komentarz