jak WSPANIALE nie być w Katowicach! i ogólnie perspektywy malownicze: dzisiaj Halloween party (no i cóż, że nie polski to obyczaj, kiedy mam nowe buciki i nie zawaham się ich użyć), jutro koniec października (w tym roku październikometr zaiste niekorzystny dla stanu ducha, w przeciwieństwie- i to się chwali - stanu konta), zmiana czasu na lepszy, lubiane przeze mnie święto zmarłych oraz 5 dni żelek lukrecjowych w Sztokholmie. podejrzewam, że dla drogich czytelników to herezja, ale ja bardzo lubię ten czas do końca roku. depresję przewidujemy na marzec, teraz niech żyje epizod maniakalny!
sobota, 30 października 2010
czwartek, 28 października 2010
silly rabbit w Katowicach (2)
nadal w hotelu Katowice. śnię hotelowe sny, mroczne i męczące. chodzę słabo oświetlonymi korytarzami, mijam ludzi o zniszczonych twarzach, czuje zapach starego hotelu - kombinację zmęczenia, dymu papierosów i środków czyszczących. słyszę głosy niesione pnącymi się po ścianach rurami, szum w kaloryferze. budzę się z szeroko otwartymi oczami.
***
taksówkarz powiedział, że hotel mają wyburzyć.
***
na śniadanie zjadłam musli. łatwy wybór między nóżkami w galarecie.
***
taksówkarz powiedział, że hotel mają wyburzyć.
***
na śniadanie zjadłam musli. łatwy wybór między nóżkami w galarecie.
wtorek, 26 października 2010
poniedziałek, 25 października 2010
przed wymarszem do Katowic
Prawie zarżnąłem swego peugeota sto czwórkę…
czyli poezja Michela Houellebecq'a, z okazji wyjazdu do Katowic
Prawie zarżnąłem swego peugeota sto czwórkę;
W dwieście piątce bym robił mocniejsze wrażenie.
Miałem ciężkie warunki – lało jednym ciurkiem –
I puste, poza trzema frankami, kieszenie.
W Colmar krótkie wahanie, zanim dalej ruszę:
Może nie było warto zjeżdżać z autostrady?
Jej ostatni list mówił: „Mam powyżej uszu
Ciebie, twoich problemów i tej błazenady!”
Mówiąc krótko: powiało między nami chłodem;
Życie często kochanków od siebie oddala.
Nic to; wystukiwałem palcami melodie,
Ten motyw z „Cyganerii” powracał jak fala.
Świnie z Niemców, lecz wiedzą, jak się drogi kładzie,
Jak zwykł mawiać mój dziadek, do przesady cięty,
Byłem zdenerwowany, zmęczony w zasadzie,
Połykałem z radością germańskie zakręty,
Podróż z wolna ku pewnej zmierzała zagładzie,
Byłem bliski histerii w sposób niepojęty.
Benzyny miałem dosyć, drogi znów nie tyle;
We Frankfurcie bym pewnie poznał jakichś gości,
Mógłbym z nimi prowadzić dyskusje nad grillem
O sensie życia, śmierci i szczęściu ludzkości.
Wyprzedziwszy dwa tiry wjechałem znów w ciemność,
Porwała mnie ta wizja, aż grzmiały fanfary!
Nie wszystko się kończyło, bo życie przede mną
Kładło swoje cudowne, choć niepewne, dary.
przełożył Maciej Froński, tekst dostępny na www.poema.art.pl, w tym po francusku
czyli poezja Michela Houellebecq'a, z okazji wyjazdu do Katowic
Prawie zarżnąłem swego peugeota sto czwórkę;
W dwieście piątce bym robił mocniejsze wrażenie.
Miałem ciężkie warunki – lało jednym ciurkiem –
I puste, poza trzema frankami, kieszenie.
W Colmar krótkie wahanie, zanim dalej ruszę:
Może nie było warto zjeżdżać z autostrady?
Jej ostatni list mówił: „Mam powyżej uszu
Ciebie, twoich problemów i tej błazenady!”
Mówiąc krótko: powiało między nami chłodem;
Życie często kochanków od siebie oddala.
Nic to; wystukiwałem palcami melodie,
Ten motyw z „Cyganerii” powracał jak fala.
Świnie z Niemców, lecz wiedzą, jak się drogi kładzie,
Jak zwykł mawiać mój dziadek, do przesady cięty,
Byłem zdenerwowany, zmęczony w zasadzie,
Połykałem z radością germańskie zakręty,
Podróż z wolna ku pewnej zmierzała zagładzie,
Byłem bliski histerii w sposób niepojęty.
Benzyny miałem dosyć, drogi znów nie tyle;
We Frankfurcie bym pewnie poznał jakichś gości,
Mógłbym z nimi prowadzić dyskusje nad grillem
O sensie życia, śmierci i szczęściu ludzkości.
Wyprzedziwszy dwa tiry wjechałem znów w ciemność,
Porwała mnie ta wizja, aż grzmiały fanfary!
Nie wszystko się kończyło, bo życie przede mną
Kładło swoje cudowne, choć niepewne, dary.
przełożył Maciej Froński, tekst dostępny na www.poema.art.pl, w tym po francusku
niedziela, 24 października 2010
I'm a passenger
Według danych KGP, ponad 55% wypadków z udziałem motocyklistów jest powodowanych przez kierowców samochodów osobowych; okazuje się , że statystycznie motocykliści są bezpieczniejszymi kierowcami. Motocykliści nie powodują więcej wypadków niż kierowcy w stosunku do liczby pojazdów, a jedynie biorą udział statystycznie w większej ilości wypadków, ale nie ze swojej winy (...) Motocykliści są także o wiele bardziej rozważni, gdy jeżdżą z pasażerami: pasażerowie samochodów mają o 73% większą szansę wziąć udział w wypadku, niż pasażerowie motocykli oraz 2,5 razy większą szansę zginąć.
(za: www.wkole.pl)
wtorek, 19 października 2010
silly rabbit i rzeczy mniejsze*
pochłonięta chłonięciem kultury, odbębniająca 8h na zakładzie i ogólnie zagubiona w trójkącie berbudzkim górnego mokotowa, południowego śródmieścia i szczęśliwic stwierdzam z niedowierzaniem, iż od miesiąca nie nabyłam butów a co więcej liczba par na stanie skurczyła się do 40 (skurczenie nastąpiło poprzez oddanie na cele charytatywne, wrzucenie do pudła pck oraz zbycie drogą sprzedaży garażowej). sprawa wymaga natychmiastowej interwencji.
*przez mniejsze rozumie się rozmiar 36. buta też.
*przez mniejsze rozumie się rozmiar 36. buta też.
poniedziałek, 18 października 2010
wrrrr
w 2008 roku łączna liczba zapłodnień in vitro w Polsce to ok. 9,4 tys., w wyniku czego urodziło się ok. 4 100 dzieci. w tym samym roku 81 985 kobiet i 31 699 dzieci poniżej 13 r.ż. było ofiarami przemocy domowej (oczywiście dane dotyczą jedynie przemocy zgłoszonej wg procedury niebieskiej karty). proponuję żeby pewien związek wyznaniowy przestał wreszcie mieszać się do polityki tego państwa i zajął się (jeśli już musi) problemami, które sam poniekąd wzmacnia swoim szowinistycznym programem.
niedziela, 17 października 2010
bilansując
bilans dnia: obrazoburczy el sol (de puta madre), niemieckie next generation (hi, I'm bob przejdzie do wieczności) i intrygujące inne historie, ze szczególnym uwzględnieniem zakonnicy z ciążą "zrób to sam(a)"; poza tym kurczak w fistaszkach, Chłopiec w Paryżu i wino w kulturalnej. nie wierzę, że jutro do pracy.
czwartek, 14 października 2010
rozmowy o poranku
Chłopiec, z rozmarzeniem: ale miałem sen...
Ja (zmieniona w spieszący się do pracy znak zapytania): ?
Chłopiec, z promiennym uśmiechem: powiem tak: możesz mówić dzień dobry fryzjerce z zakładu na dole. po tym czego razem doświadczyłyście.
a mnie się całą noc śniło, że mówię po hiszpańsku. cóż, widać każdemu wedle potrzeb.
***
a dzisiaj idziemy na Win/Win, jakby się kto pytał. można sobie popatrzeć przez youtubowy wizjerek:
Ja (zmieniona w spieszący się do pracy znak zapytania): ?
Chłopiec, z promiennym uśmiechem: powiem tak: możesz mówić dzień dobry fryzjerce z zakładu na dole. po tym czego razem doświadczyłyście.
a mnie się całą noc śniło, że mówię po hiszpańsku. cóż, widać każdemu wedle potrzeb.
***
a dzisiaj idziemy na Win/Win, jakby się kto pytał. można sobie popatrzeć przez youtubowy wizjerek:
wtorek, 12 października 2010
królik na festiwalu cd.
przejmujący, wiarygodny psychologicznie, dobrze zagrany. i w końcu ładna Wa-wa bez eksponowania Mostu Świętokrzyskiego w strumieniach deszczu. wraca mi wiara w polskie kino.
***
a na deser było wino i tartinka z łososiem. czekamy na nasze zdjęcia na fcb ;)
***
a na deser było wino i tartinka z łososiem. czekamy na nasze zdjęcia na fcb ;)
niedziela, 10 października 2010
królik na festiwalu
dziś rano: krótkometrażówka nr 8, udana, ze szczególnym uwzględnieniem filmu o kinbaku czyli japońskiej sztuce wiązania, "ozdabiania" ciała liną, wywodzącej się z techniki wojskowej Hojojutsu (w której stosowano liny do wiązania i torturowania jeńców), a obecnie praktykowanej do celów erotycznych w wersji S/M; fascynujący, niemniej utwierdziłam się w przekonaniu, że kultura japońska jest mi bardzo odległa.
dziś wieczorem: Historia jednego dnia, no cóż... to mógł być krótszy dzień. ale kwadrans snu dobrze nam zrobił.
***
wczoraj: Pogorzelisko, film o wojnie domowej w Libanie z perspektywy historii pewnej kobiety. przeczytałam recenzję zaczynającą się od słów "to was zaboli"; zabolało. co ciekawe film, w którym akcja dzieje się na dwóch planach czasowych jest adaptacją sztuki Wajdia Mouwada, kanadyjskiego pisarza i reżysera, urodzonego właśnie w Libanie skąd emigrował w trakcie wojny domowej; podejrzewam więc, że część wątków Pogorzeliska oparta jest na autentycznych historiach. wstrząsająca jest świadomość, co ludzie mogą sobie zrobić. film oczywiście polecam. amatorom popcornu odradzam.
dziś wieczorem: Historia jednego dnia, no cóż... to mógł być krótszy dzień. ale kwadrans snu dobrze nam zrobił.
***
wczoraj: Pogorzelisko, film o wojnie domowej w Libanie z perspektywy historii pewnej kobiety. przeczytałam recenzję zaczynającą się od słów "to was zaboli"; zabolało. co ciekawe film, w którym akcja dzieje się na dwóch planach czasowych jest adaptacją sztuki Wajdia Mouwada, kanadyjskiego pisarza i reżysera, urodzonego właśnie w Libanie skąd emigrował w trakcie wojny domowej; podejrzewam więc, że część wątków Pogorzeliska oparta jest na autentycznych historiach. wstrząsająca jest świadomość, co ludzie mogą sobie zrobić. film oczywiście polecam. amatorom popcornu odradzam.
sobota, 9 października 2010
pewnego dnia
pewnego dnia przyśnił się jej, sny spełniają się na odwrót - powiedział i nie rozumiał łzy na jej policzku, głupiutka; kiedy znów się spotkali, prosił by go nie szukała, gdy przyjedzie do miasta, czy gdybyś wiedziała, że... to zrobiłabym tak samo, nie poświęciłabym dzisiejszego szczęścia dla nieznanej przyszłości. eh.
Ps.1. na WFF 2/2 trafione, gdyż albowiem Pieśni Piątej Ulicy (słówko nickel się do mnie przykleiło) takoż polecam. z okazji zagubionych okularów załapaliśmy się na wywiad z reżyserką (Anną Skrzeszewską).
Ps.2. To wspaniale, że nie tylko ja po pijaku szaleję jak zając w kapuście. szafy jeszcze nie zaliczałam. respect, grl! ;)
Ps. 3. a jeszcze wspanialej, jak masz kogoś, kto wyciągnie cię spod pianina.
Ps.1. na WFF 2/2 trafione, gdyż albowiem Pieśni Piątej Ulicy (słówko nickel się do mnie przykleiło) takoż polecam. z okazji zagubionych okularów załapaliśmy się na wywiad z reżyserką (Anną Skrzeszewską).
Ps.2. To wspaniale, że nie tylko ja po pijaku szaleję jak zając w kapuście. szafy jeszcze nie zaliczałam. respect, grl! ;)
Ps. 3. a jeszcze wspanialej, jak masz kogoś, kto wyciągnie cię spod pianina.
wtorek, 5 października 2010
jutro będzie koniec
osoby dramatu: ja (aka ciepła klucha) i A. (aka książę z bożej łaski); plus Stuhr, Celińska, Poniedziałek, Ostaszewska, Cielecka i in.
miejsce: Wa-wa Włochy
czas: ponura październikowa noc, jak w sam raz na "podróż po snach, lękach i kompleksach reżysera. Powolną, męczącą, duszną (...) podróż przez ostatni, przedśmiertny koszmar" (przynajmniej wg Joanny Derkaczew, więcej po kliknięciu)
reżyseria: K. Warlikowski
warunki wejściowe: zdobycie wejściówek
warunki wyjściowe: załapanie się na autobus powrotny na Madalińskiego, albo rozbicie namiotu
***
a pojutrze będzie czwartek.
miejsce: Wa-wa Włochy
czas: ponura październikowa noc, jak w sam raz na "podróż po snach, lękach i kompleksach reżysera. Powolną, męczącą, duszną (...) podróż przez ostatni, przedśmiertny koszmar" (przynajmniej wg Joanny Derkaczew, więcej po kliknięciu)
reżyseria: K. Warlikowski
warunki wejściowe: zdobycie wejściówek
warunki wyjściowe: załapanie się na autobus powrotny na Madalińskiego, albo rozbicie namiotu
***
a pojutrze będzie czwartek.
niedziela, 3 października 2010
iluminacja (albo coś w tym stylu)
...suddenly there came a tapping,
as of some one gently rapping, rapping at my chamber door.
"'Tis some visitor," I muttered, "tapping at my chamber door-
Only this, and nothing more."
o nie, żadnych chrobotów w mojej głowie, żadnych skrobiących "a jakby", bez takich proszę mi tu, madame kam. jasność, nie zagmatwanie. sernik i zupa pho, zamiast diet budyniowo - silkcutowych. wybory są proste.
***
muszę jednakowoż przyznać, że osiągniecie stanu "natychmiast muszę się położyć" po jedynych pięciu kieliszkach wina nieco mnie zaskoczyło (odrzucam hipotezę, że to kolejne stadium uzależnienia na rzecz hipotezy, że nie powinnam palić nawet pół szluga); zaskoczeniem numer dwa było obudzenie się z jedynie lekkim bólem głowy, który przeszedł po zjedzeniu twarożku z miodem. hm.
***
a na dobranoc „króliczy potwór” (toki to po koreańsku królik, jakby co)
as of some one gently rapping, rapping at my chamber door.
"'Tis some visitor," I muttered, "tapping at my chamber door-
Only this, and nothing more."
o nie, żadnych chrobotów w mojej głowie, żadnych skrobiących "a jakby", bez takich proszę mi tu, madame kam. jasność, nie zagmatwanie. sernik i zupa pho, zamiast diet budyniowo - silkcutowych. wybory są proste.
***
muszę jednakowoż przyznać, że osiągniecie stanu "natychmiast muszę się położyć" po jedynych pięciu kieliszkach wina nieco mnie zaskoczyło (odrzucam hipotezę, że to kolejne stadium uzależnienia na rzecz hipotezy, że nie powinnam palić nawet pół szluga); zaskoczeniem numer dwa było obudzenie się z jedynie lekkim bólem głowy, który przeszedł po zjedzeniu twarożku z miodem. hm.
***
a na dobranoc „króliczy potwór” (toki to po koreańsku królik, jakby co)
piątek, 1 października 2010
silly rabbit i październik
nie wiem czemu nie zabrałam się za czytanie Iana McEvana wcześniej (np. po obejrzeniu "Pokuty", pozostającej jednym z moich ulubieńszych filmów), zamierzam jednak nadrobić zaległości. zrobiło mi się tak po pochłonięciu w jeden wieczór "Czarnych psów"; gotowam pochłaniać dalej. a okoliczności są sprzyjające, jako że na ulicy przy której mieści się moje biuro odkryłam przemiły (i dobrze wyposażony) antykwariat, serwujący mcevany w cenie latte (wzmocnionej, na chudym mleku , z syropem bezcukrowym irish, of course). a dzisiaj Chłopiec zamówił bilety na WFF i przez 10 dni będziemy sobie siedzieć razem w kinie (no i cóż, że multikinie). mrau.
Subskrybuj:
Posty (Atom)